Oj, naiwni, naiwni...

Fot. Trafnie.eu

Wielomilionowe wsparcie dla Lechii Gdańsk, mające pomóc w odzyskaniu przez nią licencji na grę w Ekstraklasie, wzbudziło spoko komentarzy.

Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN nie przyznała Lechii licencji na grę w Ekstraklasie na przyszły sezon ze względu na niekorzystną prognozę finansową. Klub miał czas na odwołanie się od decyzji do poniedziałku i tego dnia wiceprezydent Gdańska Piotr Borawski poinformował, że podpisał dla niego gwarancje na przyszły sezon w wysokości 10 milionów złotych z nadzieją, że „to pomoże w uzyskaniu licencji”.

Pewnie pomoże, a temat stał się pożywką dla mediów, choćby do wyliczenia ile środków samorządowych czy ministerialnych wpompowano w ligową piłkę (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Zobaczmy ile z pieniędzy podatników dostały wybrane kluby Ekstraklasy w latach 2016-24:

Wisła Płock 81 mln złotych

Górnik Zabrze 62 mln

Korona Kielce 53 mln

Piast Gliwice 49 mln

Lechia Gdańsk 45 mln

Pogoń Szczecin 39 mln

Śląsk Wrocław 34 mln

Jagiellonia Białystok 29 mln

Raków Częstochowa 17 mln

Łącznie 361 milionów złotych, a to przecież nie wszystkie kluby, tylko te, które dostały najwięcej. Na obecne pieniądze to ponad 70 sztucznych boisk pełnowymiarowych lub 180 trawiastych lub ponad 700 boisk typu orlik lub... ok 1200 boisk o wymiarach 30 na 18 metrów. A to jest najnowszy trend w krajach iberyjskich i powoli przebija się u nas. Zamiast tego mamy krótkoterminowe "inwestycje" w często przepłaconych piłkarzy. Król się bawi, złotem płaci. W tym przypadku nie swoim”.

Żadne zaskoczenie, bo zawsze najłatwiej wydawać nieswoje pieniądze.

Staram się konsekwentnie nie używać w tekstach słowa „działacz”. Drażni mnie ono swoim zakłamanym charakterem. Być może kiedyś jego znaczenie było uzasadnione rolą jaką odgrywali w klubie ludzie tam pracujący. Działali na jego rzecz, bywało że związani z nim przez całe życie. Teraz to żadni działacze, tylko osoby zatrudnione na konkretnych stanowiskach za konkretne pieniądze. Przywiązanie do barw klubowych nie ma już znaczenia. Można być prezesem jednego klubu, by za moment zająć taki sam stołek w drugim. A zdarzyło się przecież, że rzecznik prasowy jednego wdrapał się potem na prezesowski fotel w innym!

Z piłki naprawdę da się nieźle żyć, co potwierdza coraz więcej osób krążących po różnych klubach i stanowiskach. I jeszcze więcej kręcących się wokół, czego rosnące wciąż grono agentów stanowi wymowny dowód. Trzeba tylko wiedzieć gdzie się umiejętnie przyssać.

Dlatego naiwni, i to bardzo, ci, którzy apelują o budowę boisk, zamiast przekazywania pieniędzy podatników do klubów, gdzie są szybko „przepalane”. Zbyt wiele osób może dzięki takim publicznym środkom dużo zyskać, więc wszystkimi możliwymi sposobami z tego korzystają. Liczy się tylko to, co tu i teraz (można zarobić)! Każdy argument jest dobry, nawet najbardziej obłudny, jeśli potrafi takie wykorzystanie pieniędzy uzasadnić.

Nie łudźmy się, kolejnych boisk tak szybko nie przybędzie, jak przybędzie apeli, by ratować kolejny klub „dla dobra lokalnej społeczności”. I zawsze dobrze przed nawą tego klubu dodać słowo „Wielki”, by zrobić większe wrażenie na niezorientowanych do końca adresatach apeli.

Nie jestem zaskoczony, gdy czytam, że:

„Statystyka jest brutalna. W Polsce w piłkę gra zaledwie 1,14 proc. społeczeństwa. Dla porównania w Belgii to ponad 4 proc., w Danii ponad 5 a w Holandii ponad 8”.

Gdyby przeprowadzić badania ile osób statystycznie dobrze żyje z piłki, Polska na pewno nie byłaby na ostatnim miejscu.

▬ ▬ ● ▬