Okiem niereformowalnego realisty

W ojczyźnie absolutna euforia po czwartkowych meczach polskich drużyn w Lidze Konferencji. Brakuje już miejsca na skali z komplementami i zachwytami.

W fazie ligowej tych rozgrywek występuje Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa. W drugiej rundzie pierwsza z nich wygrała u siebie z mołdawskim Petrocubem Hincesti 2:0. Legia ograła na wyjeździe w Serbii drużynę TSC Bačka Topola 3:0. Przypomnę tylko, że w pierwszej rundzie obie drużyny też wygrały – Jagiellonia w Kopenhadze z a FC København 2:1, a Legia u siebie z Realem Betis Balompié Sewilla 1:0. I zaczęła się przysłowiowa jazda bez trzymanki.

Od samych tytułów można dostać zawrotu głowy. Że „bezkonkurencyjni”, że „ustępują tylko gigantom”, że „lepiej być nie mogło”. I jeszcze wyliczenia punktów (łącznie polskich drużyn w dwóch pierwszych kolejkach rozgrywek) – 12 na 12 możliwych, i bilans bramek - 8:1. Głębiej w teksty starałem się nie zagłębiać, by zupełnie nie stracić kontaktu z rzeczywistością. Zacząłem się jednak zastanawiać, czy ktoś jednak go nie stracił i zajął się już rezerwacjami na finał rozgrywek, który przecież w maju przyszłego roku odbędzie się w Polsce, we Wrocławiu.

Zawsze trzeba się cieszyć ze zwycięstw rodzimych drużyn. Ja jednak pozostaję NIEREFORMOWALNYM REALISTĄ, dlatego podchodzę do nich bez zbędnego zadęcia, bym później nie musiał leczyć się z bolesnego kaca po kolejnym rozczarowaniu.

Oczywiście każde zwycięstwo jest cenne, szczególnie pod kątem zdobywanych punktów w rankingu UEFA. I dlatego, że naprawdę coraz trudniej znaleźć drużyny, które będą z założenia obowiązkowymi dostarczycielami owych punktów. Przekonał mnie o tym choćby wynik meczu walijskiego The New Saints, który w tych samych rozgrywkach pokonał kazachską Astanę 2:0.

Mimo wszystko prośba, by do czwartkowych zwycięstw polskich drużyn podchodzić z realizmem. I dlatego najbardziej należy za nie pochwalić… UEFA. Po raz kolejny zresztą, bo już to wcześniej robiłem. Wymyśliła przecież rozgrywki, które mogą dać tyle radości piłkarzom i kibicom z prowincjonalnych piłkarsko krajów, jak Polska. Liga Konferencji to europejskie puchary trzeciej kategorii, co nie przeszkadza, by dawały z uczestnictwa w nich ogrom frajdy. Właściwie idealnie skrojone pod uczestników, którzy od lat tylko marzą o grze w Lidze Mistrzów.

Dlatego cieszmy się ze zwycięstw Jagiellonii i Legii jak długo można. Mam nadzieję, że nikt rozsądny w Białymstoku i Warszawie nie sprawdza jednak terminu finału we Wrocławiu, bo w nim zagrają na pewno lepsze drużyny. Ale obu polskim życzę kolejnych zwycięstw w następnych rundach i co najmniej awansu do fazy pucharowej rozgrywek na wiosnę.

▬ ▬ ● ▬