Okiem niereformowalnego realisty

W ojczyźnie prawdziwa euforia. Dwie polskie drużyny awansowały w czwartek do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Jednak powód do dumy jest jeszcze inny.

Takiego scenariusza można się było spodziewać, ale w najbardziej optymistycznych założeniach. Po pierwszym meczu Jagiellonii w Białymstoku wygranym pewnie 3:0 z Cercle Brugge pisano przecież, że „jest w ćwierćfinale już jedną nogą”. Prawda, ale trzeba było jeszcze zrobić decydujący krok tą drugą, co okazało się trudniejsze niż się wielu wydawało. Gdy odmieniona na własny stadionie drużyna z Belgii szybko objęła prowadzenie, a tuż po przerwie strzeliła drugą bramkę, zrobiła się nerwówka trwająca do samego końca. Piłkarzom Jagiellonii zadrżała nie tylko ta druga noga, ale na pewno obie. Na szczęście więcej bramek strzelić sobie nie dali, czyli te trzy zaliczki z pierwszego meczu wystarczyły.

Awans wywalczyła też Legia po starciu w Warszawie z norweskim Molde FK. Przed tygodniem przegrała 2:3, więc musiała w rewanżu odrabiać straty. I odrobiła po naprawdę emocjonującym spektaklu. Krócej będzie wyliczyć, czego w nim zabrakło. Chyba tylko karnych, strzelanych podczas meczu czy po jego zakończeniu, by wyłonić zwycięzcę. Poza tym działo się aż za wiele.

Pogoda fatalna, bo jeszcze przed meczem zaczęły się ciągłe opady deszczu, które pod koniec przeszły w opady śniegu. Wtedy w sposobie poruszania się zawodników widać było wyraźnie zmęczenie, a piłka dość leniwie chodziła po nasiąkniętej murawie.

Legia wyrównała straty już w pierwszej połowie po golu Japończyka Ryōyu Morishity. Drugiego, dającego jej awans, zdołała wcisnąć dopiero w dogrywce. Dosłownie, bo po strzale Marca Guala piłka na śliskiej murawie przeszła pod interweniującym bramkarzem Jacobem Karlstrømem i wturlała się do bramki.

Norwegowie kończyli mecz w osłabieniu po czerwonej kartce dla Kristiana Eriksena w dogrywce. Przy okazji doszło do totalnej bijatyki na boisku, a czerwoną kartkę zobaczył też siedzący już po zmianie na ławce rezerwowych Artur Jędrzejczyk. Obrońca Legii ruszył wtedy na murawę za sędzią Matejem Jugiem, a za nim ruszył trener Gonçalo Feio łapiąc go w pół i blokując drogę do słoweńskiego arbitra. Człowiek słynący z wyjątkowo krewkiego charakteru starający się tonować nerwową atmosferę? Oto wyjątkowa scena tego wyjątkowego meczu stanowiąca jego przekorną puentę.

Zaraz po jego zakończeniu znajomy zakomunikował mi z dumą, że Polska jest jedynym krajem spoza tych z wielkiej europejskiej piątki z najsilniejszymi ligami, który wprowadził do ćwierćfinałów europejskich pucharów dwie drużyny. Jego uwaga stanowiła dowód, że w ojczyźnie właśnie zaczęła się euforia, o czym świadczy choćby ten tytuł (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Stało się! Historyczny sukces Polski w krajowym rankingu UEFA! Ogromna nagroda”.

Zwracam uwagę na dwa użyte w nim wykrzykniki (!) z powodu awansu na „wymarzone 15. miejsce”:

„Tak wygląda nasza część krajowego rankingu UEFA:

15. Polska 34,250 pkt

16. Dania 33,981 pkt

17. Szwajcaria 33,225 pkt

To oznacza, że w kolejnym sezonie polskie kluby powalczą aż o pięć miejsc w europejskich pucharach 2026/27 (ranking działa z rocznym przesunięciem, by drużyny od początku sezonu wiedziały, o co grają).

Mistrz Polski zagra od 2. rundy el. Ligi Mistrzów w ścieżce mistrzowskiej — tu nic się nie zmieni.

Wicemistrz zagra od 2. rundy w ścieżce niemistrzowskiej (dużo trudniejszej niż ścieżka mistrzowska). Ale to oznacza, że obie ekipy będą musiały wygrać zaledwie jeden z trzech dwumeczów, by spędzić jesień w pucharach! Wcześniej taki przywilej miał jedynie mistrz.
Zdobywca pucharu kraju (lub trzecia ekipa ligi) zagra w el. Ligi Europy od 3. rundy. Ta drużyna będzie musiała pokonać więc jednego z dwóch rywali, by spędzić jesień w pucharach.

Za to 3. i 4. drużyna (lub 4. i 5., zależnie od wyników Pucharu Polski) zaczną el. Ligi Konferencji od 2. rundy. Do awansu będą więc potrzebować trzech wygranych dwumeczów”.

Na razie Jagiellonia zagra w ćwierćfinale Ligi Konferencji z Realem Betis Sewilla, a Legia z londyńską Chelsea, czyli na pewno z najsilniejszymi rywalami z na pewno nie najsilniejszych europejskich rozgrywek, w których uczestniczą.

A gdy już euforia minie, chciałbym tylko, jako niereformowalny realista, subtelnie zauważyć, że punkty w rankingu UEFA nie są przyznawane na stałe. Trzeba więc te „wymarzone 15. miejsce” będzie obronić w kolejnym sezonie.

▬ ▬ ● ▬