Okrutny chichot losu?

Fot. Trafnie.eu

Życie bywa przewrotne. Dlatego może zadrwić z tych, którzy zadrwili z innych, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z konsekwencji własnych pomysłów.

Michele Uva jest raczej mało znaną postacią w piłkarskim świecie. Piastuje jednak ważne stanowisko wiceprezydenta UEFA. Jeśli więc wypowiada się na jakiś temat związany z pełnioną funkcją, jego słowa nabierają sporego znaczenia. 

A wypowiedział się właśnie na temat zbliżającego się EURO 2020. Nie wiem jednak, czy nie powinienem pisać o... oddalającej się imprezie. Pan Uva stwierdził bowiem, że zostanie odwołana, jeśli „sytuacja się pogorszy”. Oczywiście w związku z epidemią koronawirusa.

Na razie to tylko słowa, reszta jest kwestią interpretacji. Bo czy jego wypowiedź można nazwać „jasnym stanowiskiem UEFA”, jak przeczytałem w mediach? Pewnie równie jasnym jak światło słoneczne, choć nie wiadomo, czy na niebie nie pojawią się chmury. Określenie „sytuacja się pogorszy” jest na tyle nieostre, że można je zinterpretować w dowolny sposób, by otrzymać jedynie słuszny wniosek.

Nawet boję się pomyśleć, co oznaczałoby odwołanie EURO 2020. Bo co z poczynionymi już rezerwacjami, zakupionymi biletami, bez możliwości odwołania? Wiadomo, że warto zabrać się za nie jak najwcześniej, potem ceny potrafią drastycznie wzrastać, o ile jest jeszcze co rezerwować.

A jeśli ktoś nie wykonał jeszcze rezerwacyjnych ruchów, czy powinien się wstrzymać? Kiedy dowie się ostatecznie, że sytuacja „pogorszyła się” na tyle, że impreza zostanie oficjalnie odwołana? Czyli podniecająca przyjemność z planowania potencjalnego wyjazdu na wielką imprezę może stać się teraz trucizną systematycznie zatruwającą życie w najbliższych tygodniach.

Oto mamy do czynienia z przewrotnym chichotem losu. Zaczyna kpić sobie z tych, którzy wcześniej też zakpili z innych, niekoniecznie zdając sobie sprawę z wagi swoich decyzji. Bo czyż wymyślenie wyjątkowej formuły finałów mistrzostw Europy w 2020 roku nie było jawną kpiną z większości kibiców?

Rozgrywanie jej na dwunastu stadionach w jedenastu państwach (a miała odbywać się jeszcze w Belgii, jednak Bruksela ostatecznie zrezygnowała) to próba realizacji ambitnego przesłania, by uczcić w szczególny sposób sześćdziesiątą rocznicę rozegrania pierwszych finałów. Niestety zupełnie oderwana od rzeczywistości. Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, niech spróbuje zaplanować wyjazdy na mecze podczas EURO 2020 i policzy ile taka przyjemność będzie go kosztować.

Najgorzej z fazą 1/8 finału i ćwierćfinałami. Wyobraźmy sobie ambitnie, że reprezentacja Polski wyjdzie z grupy i rozegra jeszcze dwa mecze. Taka perspektywa może okazać się koszmarem dla jej kibiców. Przed ostatnim spotkaniem w grupie nie będą wiedzieli gdzie może zagrać w 1/8 finału. Jeśli po jego zakończeniu okaże się, że awansuje z trzeciego miejsca, zmierzy się (według jednego z możliwych wariantów) w Budapeszcie ze zwycięzcą grupy C, czyli na przykład Holandią. Pomarzmy przez chwilę i załóżmy, że ją pokona. Wtedy poleci na ćwierćfinał do Baku! Powodzenia…

Proszę sobie wyobrazić teraz kibiców rezerwujących w biegu przeloty i noclegi. Ponieważ będą to robić w ostatniej chwili, tanio nie będzie na pewno. Oczywiście zakładając, że najpierw uda im się zdobyć bilety na mecze kolejnej fazy imprezy. W sumie coś z kategorii sportów ekstremalnych.

Co lepsze – takie problemy czy odwołanie imprezy? Być może los postanowił sobie okrutnie zakpić z pomysłodawców nietrypowej formuły mistrzostw i ukarać za to, że zupełnie nie brali pod uwagę potrzeb kibiców, zsyłając im epidemię koronawirusa. Oby przewrotna teza nie znalazła potwierdzenia w praktyce!

▬ ▬ ● ▬