Ole i jego polscy przyjaciele

Fot. M.Kostrzewa/legia.com

Legia zagra co najmniej w fazie grupowej Ligi Europejskiej. To efekt bezbramkowego remisu w rewanżu w Warszawie w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów. 

Zbawienna okazała się wyrównująca bramka zdobyta przez Dwaliszwiliego w pierwszym meczu w Molde przed tygodniem. Norwegowie to frajerzy, że dali sobie ją wtedy wbić. A jeszcze więksi, że wcześniej nie strzelili Legii kolejnych goli.   

W rewanżu w Warszawie od pewnego momentu stało się jasne, że najlepsze, na co stać gospodarzy, to nie stracić bramki. Na więcej nie było najmniejszych szans. Mimo że ostatnie dziesięć minut grali z przewagą jednego zawodnika. A jak już się męczarnie skończyły, zaczęła się euforia.

Legia na pewno zagra w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Trener Jan Urban stwierdził, że to ważny sukces dla całej polskiej piłki. I dodał, że dziś będzie trzymał kciuki za Lecha i Śląsk. 

Zastanawiam się dlaczego nikt nie pytał wczoraj o księgowego Legii. Powinien zostać bohaterem wieczoru, udzielać wywiadów. Jego klub zarobił już, lekko licząc, około dziesięciu milionów złotych. A ma szansę zarobić kilka razy tyle, jeśli w kolejnej rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów pokona kolejnego rywala i zagra w fazie grupowej. Kogo? Dowie się po losowaniu w piątek. Ale nie wybiegajmy za daleko w przyszłość, skupmy się na środowym meczu. 

Najpierw część artystyczna. Niespodziewanie wiodącą rolę odegrał w niej trener Norwegów Ole Gunnar Solskjaer. Były gwiazdor Manchesteru United to naprawdę równy gość, uśmiechnięty, wyluzowany. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy ktoś mu przez pomyłkę nie nagadał, że w pucharach bramki zdobyte u siebie liczą się podwójnie i może dlatego myśli, że wywalczył awans? Bo dawno już nie widziałem takiego wesołego – przegranego trenera.

Ole bardzo chwalił kibiców. Powiedział, że ich doping był niewiarygodny, że klub może być z nich dumny, a razem z zawodnikami na długo zapamiętają atmosferę  meczu. Dobrze, że nie zna polskiego, a jeszcze lepiej, że nikt mu nie przetłumaczył co znaczy – „Jazda z k…”, jak śpiewali kibice w kilku gorących momentach. Dzięki temu Solskjaer wyjechał z Polski zachwycony zgotowanym przyjęciem. Stwierdził, że ma teraz w Warszawie wielu dobrych przyjaciół. Serce rośnie, jak tu tego Solskjaera nie lubić?

Trener Urban też da się lubić. Stali bywalcy konferencji prasowych Legii na pewno się ze mną zgodzą. Wczoraj błysnął poczuciem humoru. „To naprawdę dobra drużyna. Pokazali dziś, ze potrafią grać w piłkę” – tak podsumował rywali. Jeśli to nie był dowcip, zgadzam się z panem trenerem w jednej czternastej. Spośród czternastu zawodników Molde, którzy pojawili się na boisku na uwagę zasłużył w moich oczach tylko jeden – Daniel Chima Chukwu. Gdy dochodził do piłki, tak jak i w pierwszym meczu, była lekka dygotka. Silny i dynamiczny, zawsze groźny, i w parterze, i w walce o górne piłki. To on zdobył dla rywali bramkę w Molde. To on miał najgroźniejszą sytuację w Warszawie, gdy zaraz po przerwie uderzył piłkę tuż nad poprzeczką.      

O swojej drużynie trener Urban powiedział tak: „Trzeba pochwalić chłopaków. I proszę, nie narzekajcie”.

Dlatego po części artystycznej tej oficjalnej, czyli opisu meczu, nie będzie. Jedyne wyjście, bo bez narzekania naprawdę się nie da. Kto widział mecz, na pewno się ze mną zgodzi bez zastrzeżeń. Kto nie widział, musi mi zaufać dla własnego dobra. 

▬ ▬ ● ▬