Ostatni będą pierwszymi

Fot. trafnie.eu

Runda jesienna Ekstraklasy zakończona. Niech nikt na nią nie próbuje narzekać. To jedna z najciekawszych lig w Europie.

Trzeba tylko spojrzeć w odpowiedni sposób. I już gotowy jest scenariusz do filmu obyczajowo – psychologiczno – sensacyjnego z elementami horroru.

Weźmy Śląsk - mistrza Polski z ubiegłego sezonu. Zaczął nowy od zdobycia Superpucharu. To był kolejny sukces trenera, który aniołem nie jest na pewno. Jednak tylko dzięki niemu kilku grajków mogło sobie w CV wpisać sukcesy, które pewnie szybko się nie powtórzą. I jeden z nich tego trenera zrugał  publicznie jak psa. W profesjonalnym zachodnim klubie zostałby wyrzucony natychmiast na pysk. Ale w Śląsku na bruku wylądował wkrótce trener. A pyskacz wrócił do składu jakby nigdy nic. Minęło kilka tygodni i w tym samym Śląsku jeden piłkarz podkablował drugiego za pijaństwo, co się zdarzyło chyba pierwszy raz w historii polskiej piłki nożnej! Wywalili trunkowego z klubu, a tego życzliwego po cichu odstawili od składu. Ostrzeżenie dla następnych? Tylko jakie? Nie kabluj? A może – jak kablujesz to zawsze anonimowo?  

I ten skłócony w szatni Śląsk kilka dni później zlał Legię. A Legia wcześniej grała tak, że wydawała się być dla wszystkich absolutnie poza zasięgiem, czyli jedynym realnym kandydatem do mistrzostwa. Tylko, że Legii w Warszawie nie chcieli oglądać. No może chcieli, ale protest kibiców ważniejszy, dlatego część trybun zostawała pusta. Za to chętnie Legię oglądali w Poznaniu, choć tam jej najbardziej nienawidzą. Z tej nienawiści zrobił się jesienny rekord frekwencji, ponad 40 tysięcy. Nie tylko w meczu z Legią Lech miał najwięcej kibiców i najgłośniejszy doping. Skutek? U siebie grał tragicznie, a na wyjazdach rewelacyjnie – siedem zwycięstw w ośmiu meczach. Jakiś psycholog powinien migiem zrobić na tym przypadku habilitację!

Czy potencjalny reżyser nadąża jeszcze za scenariuszem? Bo dopiero pora na przedstawienie aktora, który niespodziewanie wystąpił w głównej roli. Polonia Warszawa sama zorganizowała dla siebie casting na jej obsadę i to dobry miesiąc przed startem sezonu. Na początku nie wiadomo było ani kto, ani gdzie grać będzie. Po kilku gwałtownych zwrotach akcji okazało się, że w Polonii nie zmieniło się nic, poza właścicielem. Jej trener przyznał dziś, że bał się kompromitacji w pierwszych meczach. Ale to rywale kompromitowali się w starciu z zawodnikami, którzy zamiast przygotowywać się do sezonu na letnim obozie, biegali po parku w centrum Warszawy. Wyszło z tego wszystkiego takie pomieszanie z poplątaniem, że zawodnicy Polonii największym zagrożeniem stali się sami dla siebie. Jednego trzeba było nawet wysadzić z autokaru w drodze powrotnej po meczu. Czy ktoś słyszał wcześniej o podobnym przypadku?

A już prawdziwym horrorem były strzelane przez nich karne – cztery pudła w czterech kolejnych meczach! „Muszę podziękować sędziemu, bo w 59. minucie zadrżało serce. Przestraszyliśmy się, że będzie rzut karny. Na szczęście sędzia się zlitował i podyktował rzut wolny pośredni” – tak dzisiaj zaczął konferencję po meczu z Pogonią trener Polonistów Piotr Stokowiec. Było za co dziękować, bo z tego wolnego padła bramka, zwycięska i ostatnia w tej rundzie. W ten sposób drużyna, która praktycznie ją rozpoczęła z miesięcznym wyprzedzeniem, także ją zakończyła. Zakończyła na trzecim miejscu w tabeli, co zdaniem jej trenera było „jeśli nie mistrzostwem świata, to na pewno mistrzostwem Europy”. Bo przecież jeszcze w lipcu miała grać w B-klasie. Ale właściwie cóż to za niespodzianka? Od dwóch tysięcy lat wiadomo, że ostatni będą pierwszymi.

▬ ▬ ● ▬