Ostrzegałem!

Fot. Trafnie.eu

W piątek poznaliśmy dwóch pierwszych półfinalistów mistrzostw świata w Katarze. Gdy oglądałem mecze zastanawiałem się, co by było gdy grała w nich…

W półfinale, jak przed czterema laty w Rosji, zagra Chorwacja. Nie zagra w nim, jak przed czterema laty w Rosji, Brazylia. Pierwsza pokonała w ćwierćfinale drugą w rzutach karnych zarządzonych po remisowym 1:1 meczu. Nie wiem dlaczego ten wynik jest określany w mediach sensacją. Na pewno nie dla mnie, czego dowód przedstawię. Wystarczy przeanalizować wyniki z poprzednich mistrzostw, by uznać ten piątkowy za całkiem normalny.

Wiem, że Brazylia była uznawana za głównego faworyta do tytułu. Ale ona jest tak postrzegana praktycznie przed każdym turniejem mistrzowskim. A potem gra pięknie jak zawsze, i odpada jaz zawsze. Tak od dwudziestu lat. Dlatego lojalnie niedawno ostrzegałem:

„Choć Brazylijczycy uważani są za faworytów w drodze do finału, ostrożnie podchodzę do tych zapowiedzi, co już wyjaśniałem, a co wynika z ich wyników w ostatnich dwudziestu latach. W skrócie – pięknie zaczynają, ale smutno kończą”.

Sprawdziło się, niestety. Chciałem, by zdobyli szóste mistrzostwo, by liczna grupa jej kibiców w Katarze organizowała na trybunach i wokół nich kolejne fiesty. Niestety wydaje się, że Brazylia ma zawsze jednego przeciwnika więcej. Przeciwnika najtrudniejszego, czyli samą siebie.

W meczu z Chorwacją w drugiej połowie miała przewagę, ale nie potrafiła zdobyć bramki. Jednak w dogrywce, bezbarwny dotąd Neymar, zdecydował się na śmiałą szarżę pokazując swe największe zalety. Ruszył wprost na pole karne, koledzy odegrali mu dwie „klepki”, co pozwoliło znaleźć się sam an sam z bramkarzem i zdobyć upragnione prowadzenie.

Ale Brazylijczycy nie potrafili utrzymać  prowadzenia. Trzy minuty przed końcem dogrywki Chorwaci przeprowadzili szybką akcję dającą im wyrównanie, a potem wygrali serię rzutów karnych.

Wydaje mi się, że pełna finezji gra Brazylijczyków, którą tak przyjemnie się ogląda, jest jednocześnie trucizną potrafiącą zabijać ich samych w kluczowych momentach. Brakuje im pragmatyzmu, odpowiedniego balansu między między obroną i atakiem. Gdyby taki posiadali, gdyby choć kilka minut pograli jedynie na utrzymanie wyniku, byliby w półfinale.

Tego pragmatyzmu na pewno nie brakuje ich sąsiadom, Argentyńczykom, choć też stracili prowadzenie w meczu, nawet dwubramkowe. I też wygrali w drugim ćwierćfinale serię rzutów karnych z Holandią. Myślałem, że jest już pozamiatane, gdy Holendrzy, którzy naprawdę mi zaimponowali, zdołali strzelić w końcówce dwa gole. Tego wyrównującego stan meczu na 2:2 w 12. minucie doliczonego czasu gry!!! Zdobyli go z rewelacyjnie rozegranego rzutu wolnego, którego nie ma sensu opisywać, trzeba go obejrzeć w internecie, by podziwiać śmiałość pomysłu.

Ale serię rzutów karnych przegrali. Dlatego w półfinale zagrają Argentyńczycy, którzy w odróżnieniu od Brazylijczyków nie grają tak finezyjnie, ale potrafią być do bólu skuteczni. Kopią, faulują, wszczynają bijatyki na boisku – wszystko dozwolone, co prowadzi do upragnionego celu. Tak było w tym brzydkim meczu, w którym trudno wręcz zliczyć wszystkie pokazane żółte kartki i bójki, a w których uczestniczyły także całe ławki rezerwowych.

Zastanawiam się jak oceniono by występ reprezentacji Polski w tych meczach, gdyby była na miejscu Chorwacji czy Holandii. Chorwaci oddali pierwszy celny strzał na bramkę trzy minuty przed końcem dogrywki. Holendrzy w imponujący sposób wrócili do gry pod koniec meczu zdobywając dwa gole, gdy trener Louis van Gaal wprowadził na boisko dwóch wysokich zawodników, Luuka de Jonga (188 cm) i Wouta Weghorsta (197 cm wzrostu, strzelił obie bramki!), każąc swoim piłkarzom wykonywać dalekie wrzutki na pole karne. Holendrzy, którzy wymyślili kiedyś futbol totalny, zdecydowali się tym razem na totalnie proste środki. Jak widać cel uświęca środki (styl gry) i w piłce nie zawsze musi być piękny.

▬ ▬ ● ▬