Parodysta i szaleniec

Współczesny świata zdominowany przez internet nie znosi normalności. Wszystko jest albo genialne, albo beznadziejne. Oto dowody, dosłownie z ostatnich…

...nawet nie dni, ale godzin. Wystarczy wejść do internetu. Normalność zdecydowanie w odwrocie. Wszystko faluje jak sinusoida. Sieć nie ma czasu czekać, więc musi szybko i sprawnie kreować bohaterów i przegranych.

W przypadku Artema Szabanowa wystarczył jeden mecz, by zrobić z niego nieudacznika. To nowy nabytek Legii Warszawa, ukraiński obrońca ściągnięty w zimowym oknie transferowym z Dynama Kijów, czy raczej rezerw tego klubu. W środę wystąpił w nowych barwach w ćwierćfinale Pucharu Polski z Piastem Gliwice. Pewnie za dobrze meczu wspominał nie będzie, skoro Legia przegrała 1:2.

Jego występu nie oglądałem, bo byłem akurat w tym czasie mocno zajęty ważnymi sprawami, więc nie mogę ocenić potencjalnej winy w porażce nowego zawodnika. Muszę polegać na innych. Tak ocenił go trener Czesław Michniewicz (za: wp.pl):

„Zagrał poprawnie. Jeden błąd rzutuje na całokształt, na obraz tego, co się wydarzyło, na to, że przegraliśmy. Nie chciał wybijać piłki na oślep. Chciał podać do Mateusza Wieteski. Chcieliśmy dalej tworzyć i budować grę. Przytrafił się błąd. Takie rzeczy, niestety, zdarzają się przy piłce”.

Mniej wyrozumiały był dawny zawodnik Legii Wojciech Kowalczyk. Na Twitterze przejechał się po Szabanowie bez znieczulenia:

„Jest taki dobry, że już zdążył przegrać jedno trofeum? Czekam ma więcej występów tego parodysty”.

Nie wiem dlaczego akurat tak go nazwał? Kogo (co?) miałby parodiować? Może dobrą grę? - próbuję czytać między wierszami. Ale czy połówka i jeden pełny mecz ligowy oraz drugi pucharowy wystarczą, by tak kogoś zdyskredytować?

We współczesnych mediach, o tabloidyzacji których kilka razy wspominałem, to wręcz norma. Łatwe wyroki, a te z reguły są wyraziste, najlepiej się sprzedają (klikają). Dlatego ich autorzy są chętnie cytowani. Szczególnie ci z mediów społecznościowych.

Chciałbym Szabanowa obejrzeć na żywo, co ostatnio trudne ze względu na koronawirusa, by wyrobić sobie o nim zdanie. Na razie się zastanawiam co będzie, jeśli w jednym z kolejnych meczów zagra dobrze, czy nawet lepiej? Pewnie od razu zostanie bohaterem. Oczywiście ponad miarę, ale oczywiście takimi drobiazgami nikt sobie głowy nie będzie zawracał.

Bo bohaterów dostatek. Najnowszym został ogłoszony właśnie trener Wisły Kraków, która dobrze spisuje się na wiosnę. Peter Hyballa z pewnością świetnie się czuje w takiej roli. Nie wyobrażam go sobie jako człowieka drugiego planu. Choć trzeba przyznać, że budując swój wizerunek stara się umiejętnie rozkładać akcenty (za: wp.pl):

„To nie jest tak, że jestem jedynym liderem - jestem też po prostu Peterem. Naprawdę wsłuchuję się w to, co mają do powiedzenia ludzie wokół mnie. Każda praca jest po trochu też codziennym uczeniem się od innych”.

Stwierdza:

„Nie jestem bogiem”.

I dodaje:

„Bo wszystkim się wydaje, że Hyballa jest jakimś potworem. I podkreślmy jeszcze raz: czasem mogę nim być. W treningu czasem trzeba kogoś obudzić. To też jest robota trenera. Ale jednocześnie piłkarze chętnie przychodzą do sztabu, by porozmawiać, nie tylko o futbolu. Natomiast na zewnątrz mam image „szaleńca” i daję sobie z tym radę”.

Ze spokojem przyglądam się jego wyczynom. Gdy będzie odchodził z Wisły przekonamy się, czy świetnie czuł się w roli dobrego trenera, czy rzeczywiście nim był?

▬ ▬ ● ▬