Patrząc prezydentowi na ręce

Fot. Trafnie.eu

Zbigniewowi Bońkowi nie podoba się jeden z pierwszych pomysłów jego znajomego Gianniego Infantino. I bardzo dobrze, bo mnie też nie.

Pan prezes skrytykował nowego prezydenta FIFA, którego wspierał w niedawnych wyborach. Miesiąc miodowy Infantino po objęciu nowego stołka trwał wyjątkowo krótko. Nie wiem nawet czy określenie „tydzień miodowy” nie będzie stwierdzeniem na wyrost. Szwajcar poważnie potraktował swój wybór i zabrał się ostro do roboty.

Najpierw wysłał w świat informację, że prace nad wprowadzeniem możliwości korzystania przez sędziów z powtórek wideo nabierają tempa. Nie zauważyłem choćby jednego głosu sprzeciwu, choć uważam, że pomysł wymaga dopracowania, żeby rzeczywiście pomagał, a nie przeszkadzał w grze.

Kolejna propozycja Infantino już tak oczywista nie jest – w finałach mistrzostwa świata ma występować więcej drużyn, aż czterdzieści. To właśnie nie podobało się Bońkowi. Propozycję nazwał błędem. Wyjątkowo delikatnie, bo dla mnie nie istnieje nawet jedna logiczna przesłanka za zwiększeniem liczby drużyn w finałach. Uważam, że trzydzieści dwie to absolutnie optymalny zestaw pozwalający na równe odstrzelenie połowy po fazie grupowej i dalej walkę o tytuł systemem pucharowym.

Należy postawić więc logiczne pytanie – po co Infantino, wdrażający najpierw rozsądne rozwiązanie z analizami wideo, po chwili robi dwa albo i trzy kroki do tyłu proponując taki pasztet? Być może jedyna logiczna odpowiedź padła w ubiegłym miesiącu, zaraz po wyborach nowego prezydenta:

„Infantino sam o niczym nie decyduje. Do końca nie wiadomo komu co obiecał, by go wybrano. Tu zaczyna się polityka w najczystszej formie z wszelkimi jej (niestety głównie negatywnymi) konsekwencjami. Dlatego spokojnie poczekam na rozwój wypadków”.

I mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy, który uda się szybko skorygować, bo nawet nie ma jeszcze czego (na szczęście!) naprawiać. Ale idąc siłą rozpędu postanowiłem się trochę przyjrzeć zamierzeniom nowego prezydenta FIFA, czyli jego programowi wyborczemu. Niektóre pomysły nawet mnie zaciekawiły.

Choćby postulat o konieczności dokonania przeglądu rankingu reprezentacji prowadzonego przez FIFA. To dosyć ważne zestawienie będące podstawą przy losowaniu choćby grup eliminacyjnych. A przeglądając ranking wiele razy odnosiłem wrażenie, że miejsca zajmowane w nim też ustala się przez… losowanie. Jeśli po zaproponowanych zmianach będą rzeczywiście odpowiadały klasie poszczególnych reprezentacji, jestem za!

Kolejna dobra propozycja to całkowicie jawny sposób wyboru gospodarzy mistrzostw świata. Ostateczną decyzję podejmą delegaci na kongresie, a nie jak dotychczas członkowie komitetu wykonawczego. Już choćby ta zmiana spowoduje, że ciężej będzie skorumpować odpowiednio liczniejsze grono głosujących, gdyby ktoś nie potrafił się jednak wyzbyć nagannego nawyku.

Deklarowana przez Infantino finansowa transparentność stanowi coś tak oczywistego, że nawet nie ma sensu się nad nią dłużej rozwodzić. Po prostu podstawa wszelkich działań, które muszą cechować tę firmę po ostatnich łapówkarskich latach.

Interesująco brzmi pomysł wprowadzenia nowego systemu transferowego, by ograniczyć nadużycia i przesadne wpływy najpotężniejszych na rynku agentów coraz bezwzględniej dyktujących warunki gry, tej pozaboiskowej. Z niecierpliwością poczekam na szczegóły i efekty!

I na koniec dobra informacja dla wszystkich krajowych związków – każdy dostanie z rozdzielnika co najmniej pięć milionów dolarów (w razie szczególnych potrzeb nawet więcej) w czteroletnim cyklu działalności FIFA. Gdyby tak można było jeszcze sprawdzić, czy szefowie federacji wydają je zgodnie z rzeczywistymi potrzebami? Ale nie wymagajmy za wiele. Nawet od ambitnego nowego prezydenta FIFA.

▬ ▬ ● ▬