Pierwsze starcie Mourinho z Guardiolą

Fot. trafnie.eu

To teoretycznie najważniejszy mecz w klubowej piłce w Europie. A podtekstów w nim tyle, że pierwszy korespondencyjny pojedynek odbył się już wczoraj.

Trudno znaleźć kraj, w którym mecz o Superpuchar cieszyłby się mniejszym zainteresowaniem niż w Polsce. Trzeba najpierw zadać pytanie – czy w danym roku w ogóle się odbędzie? Na drugim końcu Anglia i uświęcone tradycją spotkanie o Tarczę Wspólnoty. A gdzieś pośrodku Superpuchar Europy.

Dziś w Pradze zagrają o niego Bayern Monachium, triumfator Ligi Mistrzów, ze zwycięzcą Ligi Europejskiej - londyńską Chelsea. Mecz odbędzie się na nowym stadionie Slavii. Przypomina mi obiekt w Lubinie, choć jest ciut większy. Mieści 18 tysięcy widzów. Jeden z dziennikarzy zapytał nawet na konferencji prasowej trenera Bawarczyków Pepa Guardiolę jak będzie się czuł na tak małym obiekcie. Ten zmarszczył ze zdziwienia czoło i odpowiedział pytaniem:

„Czy naprawdę sądzisz, że zawsze grałem tylko na takich stadionach jak Camp Now”?   

Nie mam wątpliwości, że UEFA potrafi liczyć pieniądze. Gdyby było większe zainteresowanie Superpucharem, nie odbywałby się na kameralnym obiekcie w Pradze, czy wcześniej przez wiele lat w Monako. Szkoda, bo akurat w tym roku zapowiada się wyjątkowo smakowicie. Został zapowiedziany po raz pierwszy mniej więcej na przełomie kwietnia i maja. Jedna z gazet zauważyła wtedy, że jeśli Ligę Mistrzów i Europejską wygrają Bayern i Chelsea, pod koniec sierpnia w Pradze dojdzie znów do konfrontacji Jose Mourinho z Pepem Guardiolą.

Już wczoraj do niej doszło, choć na razie korespondencyjnie, na dwóch konferencjach prasowych. Gdyby oceniać je według zainteresowania mediów, Portugalczyk prowadzi w cuglach. Jeśli według wrażenia artystycznego, lepsze zdecydowanie zrobił Hiszpan, czy raczej Katalończyk.

Na konferencję trenera Chelsea ciężko było się dostać. Należało pokazać specjalną wejściówkę, a sala była pełna. Na Guardiolę wchodziło się już bez żadnych problemów, nikt niczego nie sprawdzał. Na sali sporo wolnych miejsc…

Konferencja z Mourinho zaczęła się od pytania czy zdaje sobie sprawę, że ma bardzo niekorzystny bilans z Guardiolą i wygrał z nim tylko trzy mecze pracując w Realu. Pytający trafił, taki był pewnie jego zamiar, w najczulszy punkt. Portugalczyk odpowiadając z dziesięć razy stwierdził: „Mylisz się” czy „Bardzo się mylisz”. Zaczął wyliczać swoje zwycięstwa nad Barceloną jako trener Realu i Interu.

Gdy kolejny raz ktoś podjął temat związany z rywalizacją z Pepem, pokazał na swój dres, odpowiadając:

„Jest biały, ale to nie Real. To Chelsea”.

W pytaniach do Mourinho i jego odpowiedziach cały czas wyczuwałem jakieś napięcie. Odwrotnie niż u Guardioli, który z powodzeniem tonował nastroje. Kilka razy skomplementował swojego konkurenta. Widać było, że inteligentnie schodzi z linii ciosu.

„Gdy w piątek sędzia zagwiżdże na początku meczu, wszyscy przestaną się nami interesować. Nikt przecież nie przychodzi na mecze dla trenerów, tylko dla piłkarzy” – zauważył.

I mam nadzieję, że ci piłkarze pokażą co potrafią, bo występują przecież w dwóch markowych klubach. Gdyby spotkali się w finale Ligi Mistrzów, jak przed rokiem, od kilku tygodni media na całym świecie wariowałyby na tym punkcie. Ale to tylko (czy aż?) Superpuchar Europy. Może jednak sytuacja się kiedyś zmieni?

▬ ▬ ● ▬