Po sprawiedliwość na skróty

Jeden z moich ulubieńców znów obsadził się w głównej roli. Tak jak za kadencji Laty, tak teraz i Bońka, Kazimierz Greń wziął się za rozdawanie kart.

Zastanawiam się ilu kibiców w Anglii wie jak nazywa się prezes miejscowego związku piłkarskiego? Podejrzewam, że nie za wielu. Za to każde dziecko na wyrywki zna nazwiska gwiazd całej Premier League. W Polsce odwrotnie. Gwiazd nikt nie zna, bo tych prawdziwych praktycznie nie ma. Za to kariery robią tak zwani działacze. Określenie idiotyczne, ale czy ktoś mógłby zaproponować lepsze?

Największą gwiazdą na meczach ligowych rozgrywanych w Polsce jest zawsze prezes PZPN. Oczywiście pod warunkiem, że pojawi się  na trybunach. Ale oprócz niego na szerokie wody wypłynęło kilku dżentelmenów, o których nikt, w normalnym piłkarsko kraju, nie miałby prawa usłyszeć. Wśród nich prym wiedzie Kazimierz Greń. Wystarczy spojrzeć na filmik zamieszczony powyżej, by zdać sobie sprawę jak przed kilkoma laty traktował go Boniek. Fakt, że teraz razem pchają ku lepszemu naszą piłkę, już tak śmieszny nie jest.

Pana Kazia, prezesa Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, energia rozsadzała od zawsze. Role drugoplanowe go męczą. Gdy pomógł Grzegorzowi Lacie wdrapać się na najwyższy stołek, oczekiwał nagrody na miarę swoich wielkich aspiracji. Coraz dobitniej podkreślał kto komu co zawdzięcza. Nagrody nie było, była za to kontrofensywa mająca na celu obalenie, już wtedy, znienawidzonego prezesa PZPN. Zakończona zresztą sukcesem.      

Kto pamięta moment ogłoszenia wyników wyborów na nowego prezesa PZPN? Kto najwyżej podskoczył z radości, jakby sam został zwycięzcą? Oczywiście pan Kazio! Dostał stołek z zarządzie PZPN, szefuje komisji futsalu. Czy to zaspakaja jego aspiracje? Nie wiem czy cokolwiek jest je w stanie zaspokoić. Na razie zaczyna się powtarzać scenariusz jak za kadencji Laty – Greń przeszedł do ofensywy. 

Właśnie przeczytałem z nim wywiad w „Przeglądzie Sportowym”. Oto fragment potwierdzający kto wziął się za rozdawanie kart: „Po prostu jeśli w PZPN będą nieprawidłowości, to ja będę o nich mówił. Mogę niektórych z góry przeprosić, że mówię, ale przecież nie mógłbym milczeć”.

Nie jest już bezgranicznie zakochany w Bońku. Nie podoba mu się, że bratanek prezesa został arbitrem międzynarodowym. Nie podoba mu się też, że Michał Listkiewicz jest obserwatorem na meczach swego syna. I bardzo dobrze, czujne oko zawsze się przyda.

Niestety panu Greniowi nie podoba się też, że jego syn Rafał został właśnie spuszczony z pierwszej ligi, której mecze sędziował. Obśmiałem go niedawno przy okazji zjazdu PZPN, gdy próbował namawiać zarząd do podejmowania decyzji, do których ten nie był uprawniony. Mechanizm rozumowania pana Kazia był ten sam. Próbował sprawiedliwości szukać na skróty. Z pewnością nie ostatni raz. Ponieważ występy przed telewizyjnymi kamerami należą do jego ulubionych sportów, więc jeszcze o nim usłyszymy. Raczej szybciej, niż później.

    ▬ ▬ ● ▬