Początek wręcz wymarzony

Fot. Mateusz Kostrzewa/legia.com

Obie polskie drużyny wygrały w czwartek mecze w pierwszej rundzie Ligi Konferencji. Zastanawiam się, które zwycięstwo było cenniejsze.

Najpierw Legia pokonała w Warszawie Real Betis Balompié Sewilla 1:0. Następnie Jagiellonia Białystok wygrała 2:1 w Kopenhadze z FC København. Teoretycznie pierwsze zwycięstwo wydaje się cenniejsze, biorąc pod uwagę, że odniesione nad drużyną z jednej z najlepszych lig na świecie. Warto jednak zwrócić uwagę na pewien drobiazg.

Oglądałem ostatni mecz ligowy Betisu z Espanyolem Barcelona wygrany w niedzielę 1:0. Najlepszym zawodnikiem był w nim bez wątpienia Argentyńczyk Giovani Lo Celso. Ucieszyłem się, że zobaczę go w Warszawie, ale nie dostałem, nie tylko ja, takiej szansy. Trener hiszpańskiej drużyny Manuel Pellegrini postanowił jednak Argentyńczyka oszczędzać i w ogóle nie zabrał do Warszawy uznając, że kolejne mecze La Liga (szczególnie niedzielne derby Sewilli) są ważniejsze od tego czwartkowego w Lidze Konferencji.

Postanowił zresztą oszczędzać nie tylko jego, czego dowodzi analiza wyjściowych składów w obu wspomnianych meczach. W porównaniu z tym niedzielnym w lidze hiszpańskiej w czwartek przeciwko Legii wyszło TYLKO DWÓCH zawodników – Natan i Sergi Altimira! Chilijski szkoleniowiec widocznie stwierdził, że na Legię wystarczy drużyna dublerów, ale wyraźnie przelicytował ze składem.

Nie trzeba było nawet znać hiszpańskiego, by zrozumieć, że na pomeczowej konferencji prasowej niemal w każdym pytaniu hiszpańskich dziennikarzy pojawiało się nazwisko Lo Celso. Nie trzeba było słyszeć co krzyczeli do swoich zawodników kibice Betisu, gdy ci podeszli pod zajmowaną przez nich trybunę, by po samych gestach zrozumieć jak są wściekli po porażce.

Ale to nie problem Legii, że rywale ich zlekceważyli. Gospodarze podeszli za to do rywalizacji z nimi wyjątkowo umotywowani po ostatniej nieudanej serii meczów w Ekstraklasie. W pierwszej połowie zdobyli bramkę po umiejętnie rozegranym rzucie rożnym i główce Steve Kapuadiego. Choć goście fragmentami wyraźnie przeważali, to Legia stworzyła sobie po kontrach najlepsze sytuacje bramkowe (Ryōya Morishita, Rafał Augustyniak), dlatego jej zwycięstwo na pewno nie było przypadkowe. Liczą się cenne, nawet bezcenne, trzy punkty z rywalem o dużo większym potencjale. Spośród sześciu przeciwników Legii w fazie ligowej europejskich rozgrywek, ten wydaje się zdecydowanie najsilniejszy.

Do takiej samej refleksji można dojść po meczu Jagiellonii z FC København. Duńska drużyna również sprawia wrażenie teoretycznie najtrudniejszego rywala spośród tych wylosowanych w Lidze Konferencji dla mistrza Polski. Wyjazdowe zwycięstwo też wydaje się więc bezcenne, choć odniesione po meczu, który miał zupełnie inny przebieg niż ten w Warszawie. Podejście Duńczyków do niego też było inne. Nikt Jagiellonii nie lekceważył, tylko starał się z nią szybko rozprawić i zdobyć trzy punkty. Dlatego FC København prowadził już po niecałym kwadransie.

Na szczęście zaraz po przerwie goście z Polski zdołali wyrównać, gdy w polu karnym błysnął Afimico Pululu, posyłając piętą do siatki piłkę dograną ze skrzydła. To tylko rozdrażniło gospodarzy, którzy uzyskali ogromną przewagę i dążyli do zdobycia gola. Z przebiegu gry widać było wyraźnie, szczególnie do doliczonym czasie (siedem minut), że Jagiellonia pragnie tylko dowieść remis do końcowego gwizdka. Jednak w ostatniej akcji tego doliczonego czasu przeprowadziła kontrę, którą Darko Čurlinova zamienił na zwycięską bramkę.

Piłka na pewno sprawiedliwa nie jest, ale przez to jest tak fascynująca. Liczy się przede wszystkim skuteczność, której życzę obu polskim drużynom w dalszej fazie Ligi Konferencji i by zakończyły jej fazę ligową w takim stylu, w jakim ją zaczęły. Początek zaliczyły wręcz wymarzony.

▬ ▬ ● ▬