Podsumowanie 2014 roku – cz. 7

Fot. Valeriy Taemnickiy

Powspominajmy dziś co działo się w piłce we wrześniu. Wypowiedź trenera reprezentacji Gibraltaru dowodzi, że na papierze pokonać można każdego...

Tak naprawdę to nie ma większego znaczenia, z kim zaczynamy kwalifikacje. Najważniejsze są punkty. Trudno zatem powiedzieć czy to dobrze, czy źle, że zaczynamy właśnie z Gibraltarem. Musimy się skupić i zrobić wszystko, aby zagrać jak najlepiej. W naszej grupie jest jeden faworyt, ale zawsze są jakieś większe i mniejsze niespodzianki. Na razie mamy pierwszy mecz i dobrze byłoby rozpocząć go zwycięstwem. Chciałbym, żebyśmy od początku zbierali punkty.

Chciałbym, abyśmy byli reprezentacją, która potrafi wygrywać z teoretycznie lepszymi rywalami. Na pewno nas na to stać.
Robert Lewandowski, reprezentant Polski

Uważam, że to najlepsza grupa ze wszystkich, prawdziwa grupa śmierci. Niemcy wydają się być poza zasięgiem, ale dalej wszystko się może zdarzyć. Szkocja, Irlandia, Polska – każda z tych drużyn może zająć drugie miejsce. Uważam, że to będzie ciekawa grupa, z wieloma sensacjami. Każda drużyna może zabrać punkty rywalowi, wliczając w to Gruzję i Gibraltar.

Liczymy na trzecie miejsce w grupie. Tak jak mówiłem wcześniej, każda drużyna może wygrać z każdą. Jeżeli będziemy grali solidnie i wykorzystamy wpadki innych, przy odrobinie szczęścia, wierzę, że zagramy w play-offach.
Allen Bula, trener reprezentacji Gibraltaru

Nasza reprezentacja wygląda nieźle, gdy patrzysz na same nazwiska, ale ma jednocześnie jeden i ten sam problem od dawna. Spójrzcie na kluby, w których grają nasi najlepsi piłkarze – Polacy nie są w nich liderami. Owszem, grają w pierwszym składzie, strzelają gole, notują asysty, ale to nie oni są najważniejsi na boisku i to nie od nich wymaga się w określonym momencie opieprzenia kolegów.
Jerzy Dudek

Na razie nie chcę oceniać kadry Nawałki, bo od początku pracy trener sprawdził wielu zawodników. Mam nadzieję, że teraz skończą się eksperymenty, a zacznie poważna gra w piłkę. Na pewno wszyscy będą teraz oceniać nie tylko wynik, ale poziom taktyczny, styl czy postawę na boisku. Zobaczymy, jak spisze się ta reprezentacja w meczach o punkty.

Trener wybrał takich zawodników, jakich widzi w swojej drużynie i ma do tego pełne prawo. Ja jednak dokonałbym nieco innego wyboru. Brakuje w tej kadrze Boenischa i Polanskiego.
Piotr Świerczewski, były reprezentant Polski

Nie wycofuje się. Obojętnie jednak, jaką decyzję bym podjął, to ludzie i tak by mnie krytykowali. Powiedziałem wiele mocnych słów i muszę być ze sobą szczery. Stwierdziłem, że u Nawałki już nie zagram i tego się trzymam.

Sam długo myślałem nad wyborem. Debatowałem z rodziną, z menadżerem. Dzwonili do mnie także koledzy z reprezentacji. Pominę nazwiska, bo to były rozmowy prywatne, ale przekonywali mnie do powrotu. To było naprawdę miłe. Czułem, że ten zespół mnie akceptuje. Nikt przecież nie kazał temu czy temu do mnie dzwonić. Zresztą, z chłopakami nigdy nie miałem najmniejszych problemów.

Nie jestem egoistą. Mam świadomość, że gdybym wrócił to w zespole pojawiłby się duży stres. Przed szalenie ważnym meczem z Niemcami prasa pisałaby głównie o powrocie Polanskiego. Przepraszam za wyrażenie, ale wokół drużyny zrobiłby się burdel. To nie wpłynęłoby dobrze na atmosferę.

Nikt nie wie, jaki się czuje. Nikt nie zrozumie, jak to jest rezygnować z kadry. Chcą mnie krytykować? Niech krytykują. Ja życzę kadrze wiele sukcesów – ze mną czy beze mnie. Oby wygrali mecz z Niemcami i awansowali na Euro we Francji. Będę trzymał za nich kciuki.
Eugen Polanski, były reprezentant Polski

Fornalika zostawmy w spokoju, bo go nie ma. Mówienie o nim po kilku miesiącach nie ma najmniejszego znaczenia. Grzebanie w poprzednich eliminacjach to bezsens.

Jako prezes PZPN mam sto tysięcy rzeczy do zrobienia, ale zdaję sobie sprawę, że wisienką na torcie jest reprezentacja. Jest dla nas powerem pozytywnym albo negatywnym. Jesteśmy oceniani też przez pryzmat kadry, dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak trzymać za chłopaków kciuki. Jestem przekonany, że ta drużyna sobie poradzi. Jakieś plany negatywne, że na przykład kogoś wyrzucę zupełnie nie chodzą mi po głowie.

Kiedyś byłem piłkarzem, to wtedy ode mnie zależał wynik reprezentacji. Później byłem selekcjonerem i było podobnie. Jeśli ode mnie zależy wynik także wtedy, gdy jestem na fotelu prezesa, to chyba już wolę wrócić na boisko. To dziennikarze przyklejają mi tę zależność od kadry.

Ekstraklasa jest fantastycznym miejscem dla młodych zawodników do rozwoju. Można się tu nauczyć trzy razy więcej niż na Zachodzie, gdzie zarabia się duże pieniądze, a się nie gra.

Dyskutowanie o Robercie to jest strata czasu. To piłkarz światowego formatu. Musi sobie zdawać z tego sprawę. Nie może tylko oczekiwać, że inni dadzą mu coś zrobić. Robert też musi spowodować, że w towarzystwie tak znakomitego piłkarza jak on inni nabierają pewności i rosną. Jest do tej roli przyzwyczajony.

W 1985 roku graliśmy przeciwko mistrzom świata Włochom. Powiedziałem przed meczem chłopakom, co poświadczyć może Antoni Piechniczek, że jesteśmy ich w stanie absolutnie ograć. I tak się stało po bramce Dariusza Dziekanowskiego. Z Niemcami może być bardzo ciężko, ale Robert powinien być pierwszy, któremu powinno zależeć na zwycięstwie z Niemcami. Jestem pewien, że tak jest. Przed walką nie ma co składać broni i oddawać teren.

Nie ma Boenischa, więc na tę chwilę nie ma o czym mówić. Zaraz będziemy mówić o Obraniaku, który ponoć był najlepszym rozgrywającym w ostatnich 25 latach. A przecież w ostatnich dwóch to ma problemy, żeby wyjść na boisko w klubie.
Zbigniew Boniek, prezes PZPN

W Polsce Bułgaria kojarzy się tylko z mafią. Zresztą nie tylko ten kraj... Wystarczy wyjechać na wschód lub południe Europy i od razu słychać: to mafia, to złodzieje. A gdy człowiek pojedzie na miejsce i zobaczy wszystko na własne oczy, staje się mądrzejszy. Byłem na Ukrainie, w Azerbejdżanie, nie zginąłem, nie zmobilizowano mnie do wojska, żyję. W Warnie dobrze mną się zaopiekowano, a w sobotę, mam nadzieję, zadebiutuję w barwach Czerno More.

Cóż, nie mam dobrego pijaru w Polsce i dobrze o tym wiem. Podejrzewam, że jest to związane z faktem, że kiedyś były wobec mnie wielkie oczekiwania, którym nie sprostałem. Ciągnie się to za człowiekiem. Ktoś coś podłapie, przeczyta o Burym i ciśnie. Przypier...ć, przepraszam za słowo, jest super. Podam przykład. Wchodzimy ze Zbyszkiem Zakrzewskim w meczu Miedzi z Olimpią Grudziądz przy stanie 0:2. Moje jedno nieudane zagranie, a nagle jak ktoś huknie: Burkhardt! Wypier... do Azerbejdżanu!. Koniec cytatu.

Miało dojść do licytacji mojego mieszkania w Warszawie, bo spóźniałem się z zapłatą podatku za ziemię, którą kupiłem niedaleko stolicy. Zawiadomienia o zaległości przychodziły do Poznania, gdzie nie mieszkam od lat. Podatek uregulowałem przed terminem licytacji i ku rozpaczy niektórych nie zostałem bezdomnym. Nie będę przed nikim ukrywał, że pięć, sześć lat temu poczyniłem inwestycje, na które wydałem większość swoich funduszy. Nie przejadłem zarobionych pieniędzy, nie przepiłem, nie puściłem w kasynie. Za to, że inwestycje nie do końca wypaliły, ze względu na zawirowania na rynkach, trudno mnie obwiniać. Ale fakt, że Burkhardt nie jest bankrutem, dla niektórych musi być bolesny.
Marcin Burkhardt, zawodnik Czerno More Warna

W Legii nigdy nie zagram. W Polsce liczy się dla mnie tylko Kolejorz. Jestem właściwie wychowankiem tego klubu, wiele mu zawdzięczam i nie widzę opcji przenosin w żadne inne miejsce w Polsce.

Organizacyjnie Lech i Legia są poza zasięgiem reszty, to jasne. Dlatego pójście do innego klubu w Polsce byłoby dla mnie krokiem wstecz. A zatem skoro Legii mówię nie, to pozostaje tylko... zagranica. Moje ambicje sięgają bardzo wysoko i nie boję się o tym mówić. Chcę zagrać w klubie zagranicznym, ale jeszcze nie teraz. Idealnie odpowiada mi droga Roberta Lewandowskiego.
Dawid Kownacki, zawodnik Lecha Poznań

Wielokrotnie powtarzałem, że kiedyś bym tu z miłą chęcią wrócił. Zdania nie zmieniłem, więc... piłeczka jest po stronie Legii.

Nie jestem żadną ikoną... Jestem po prostu kibicem Legii Warszawa, który gra w piłkę.
Artur Boruc, bramkarz Southampton

Jestem w miarę zamożnym człowiekiem, ale nie jakimś oligarchą. Gdybym jednak miał tysiąc razy więcej pieniędzy, moje życie nie uległoby zmianie. Z wiekiem dochodzi się do przemyśleń. Ja doszedłem do takich, że w życiu chodzi o to, by coś zmieniać i tworzyć. To zawsze się działo w mojej pracy zawodowej, a klub piłkarski to apogeum tej drogi. Futbol jest jedną z niewielu dziedzin życia w Polsce, która nie zawitała jeszcze w Europie. Mogę zmieniać coś, co zatrzymało się w latach 90. Czuję, że przez ten klub możemy zrobić dużo dobrego dla polskiej piłki.

Jeśli ktoś się angażuje w piłkę, by sobie pomóc w biznesie, to proponuję mu, by tego nie robił. Dziś polski futbol może w tym nawet przeszkodzić, choć wierzę, że kiedyś będzie pomagał. W polskiej piłce mamy taki czas, że trzeba chcieć coś zmienić, angażować się, dać coś od siebie. Często właściciele polskich klubów angażują się za bardzo w codzienne funkcjonowanie piłki i w ten sposób szkodzą.

Samą konsekwencją w niecierpliwej polskiej piłce można wiele osiągnąć, i taki jest nasz pomysł na Legię w najbliższych latach. Później, jeśli wejdziemy na pewien poziom sportowy, to ograniczeniem mogą się okazać pieniądze. Legia ma jednak potencjał, by się rozwijać przez zwiększanie przychodów. Dziś mamy 100 mln zł budżetu. Nie ma powodu, żeby za 5-7 lat nie było to 100 mln euro. Barceloną czy Realem nie będziemy, ale możemy grać w tej samej lidze. Oni mogą być naszymi rywalami.
Dariusz Mioduski, współwłaściciel Legii Warszawa

Tam [w Trabzonie] mecze to religia, świętość. W knajpkach zawsze oglądały je tłumy, ale żeby spotkać znajomego, trzeba przychodzić z wiatrakiem. Tak były zadymione od papierosów. Miłość i nienawiść dzieli bardzo cienka granica.

Chciałem rzucić futbol wcześniej, nawet przed wyjazdem do Niemiec na mistrzostwa świata w maju 2006. Przed każdym meczem, a później i treningiem, musiałem brać zastrzyki przeciwbólowe albo blokady. Kolana puchły. I tak, jak na te pięć wczesnych operacji, zerwanych więzadeł krzyżowych w obu kolanach, jestem dumny, że potem kolana wytrzymały aż dziesięć lat. Później jeszcze doszły kłopoty ze ścięgnami Achillesa, miałem operację barku i kostki, w pachwinach założono mi specjalne siatki. Trochę tego się nazbierało, dlatego w grudniu minie już osiem lat, jak nie gram w piłkę.

Na zgrupowaniu w Turcji spałem między treningami, kiedy zadzwonił telefon i usłyszałem: "Zostałeś sprzedany za 800 tysięcy euro". Maciek Stolarczyk, z którym dzieliłem pokój, zapytał, co się stało. Odpowiedziałem, że ponoć odchodzę z Wisły, ale nie do końca w to wierzyłem, bo wszystko działo się za moimi plecami. Poszedłem dalej spać i w ogóle nie przejąłem się rozmową. Zszedłem na drugi trening, a przy recepcji stali już tureccy wysłannicy i zabrali mnie do samolotu. W dresie Wisły poleciałem do Stambułu, bo tam urzędują wszyscy prezesi i stamtąd wyjechaliśmy do Trabzonu. Na lotnisku dwa tysiące ludzi, kamery, flesze. Tragedia. Zupełnie nie byłem na to przygotowany. Tym bardziej że nie miałem podpisanego kontraktu, a wszyscy już odtrąbili transfer. Trzy dni tam siedziałem. Kupili mi dres Trabzonsporu, a ja biłem się z myślami. Aż w końcu się zdecydowałem.

Nigdy nie zapomnę sceny, kiedy obrzucili nasz autokar kamieniami i ani jedna szyba nie została cała. Holender Kiki Musampa z Brazylijczykiem Marcelinho leżeli na podłodze i płakali.
Mirosław Szymkowiak, były piłkarz Trabzonsporu

Cytaty pochodzą z: onet.pl, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl, legia.com, sport.pl

▬ ▬ ● ▬