Podziękujcie prezesowi!

Fot. Trafie.eu

Trwa ogólnonarodowy sąd nad winnymi odpadnięcia reprezentacji Polski z Euro 2020. Dwie osoby zdecydowanie wysuwają się na czoło, ale…

Prezes PZPN Zbigniew Boniek dzień po meczu ze Szwecją oficjalnie zabrał głos na konferencji prasowej. Tylko naiwni, nawet bardziej niż dzieci, oczekiwali od niego choć odrobiny pokory, namawiali, by wreszcie „uderzył się w pierś” (za: interia.pl):

„Trudno mi teraz znaleźć wytłumaczenie, dlaczego przegraliśmy. W meczach ze Słowacją i Szwecją wszystkie statystyki były na naszą korzyść. Normalny kibic to widzi i czuje”.

No i bardzo sprytnie obszedł temat odpowiedzialności:

„Nasza mentalność jest taka, że teraz trzeba kogoś na gałęzi powiesić, ja jestem jednym z pierwszych, który na to zasługuje. Za chwile będziemy myśleć pozytywnie, będziemy starać się patrzeć w przyszłość. Takie jest życie, nic się nie dzieje, idziemy do przodu. Mówienie dzisiaj o indywidualnych błędach nie ma znaczenia. Konieczna jest analiza, którą muszą zrobić trenerzy i zawodnicy. Ja jako prezes PZPN jestem odpowiedzialny za całokształt. Zmieniłem trenera bo chciałem, żeby ta drużyna grała inaczej, żeby grała lepiej, bardziej bawiła naszych kibiców”.

Płynie z tego prosty wniosek, przynajmniej dla mnie, że za nic bezpośrednio nie odpowiada, choć oczywiście odpowiada za całość. Tak go ocenił były zawodnik Maciej Terlecki (za: wp.pl):

„Zbyszek Boniek, tyle razy już się wypowiadał, że ja już się gubię w tym, o czym on mówi”.

Czyli pan prezes raczej nie przekonał nie tylko jego, skoro znalazł się w samym środku tarczy, w którą strzela od kilku dni kto chce. Dlatego zbiera liczne ciosy w mediach, ale nie sądzę, by zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. Tak jak z pewnością nie zrobiła kolejna opinia wygłoszona przez Terleckiego:

„Parę lat temu już mówiłem, że człowiekiem, który zarządza PZPN jest typowy PRowiec, marketingowiec. Zawsze jego musiało wychodzić na wierzch”.

No i jego wyszło też na wierzch w kwestii zwalniania trenera Paulo Sousy, drugiego obwinianego za porażkę na Euro 2020. Jedni stawiają Portugalczycy na równi z Bońkiem, drudzy twierdzą, że nie jest taki zły i powinien zachować selekcjonerski stołek. Prezes PZPN rozwiał wątpliwości w tej kwestii, przynajmniej na razie:

„Zmianami trenerów problemów nie rozwiążemy. Potrzebna jest nam stabilizacja, a nie roszady”.

Szkoda, że zauważył to dopiero teraz, a nie pół roku przed mistrzostwami, gdy dokonywał ostatniej zmiany. Choć można też ironicznie stwierdzić, że wszyscy krytykujący Bońka powinni mu... podziękować. Przecież oficjalnie potwierdził, że sam wybiera selekcjonerów. Całe szczęście, że przy swoim rozbudowanym ego nie doszedł do wniosku, że tylko on sam nadaje się do poprowadzenia polskiej reprezentacji. Już raz zamarzył mu się selekcjonerski stołek. Cel zrealizował szybko i sprawnie po mistrzostwach świata w 2002 roku, co skończyło się przecież katastrofą.

Odniosłem wrażenie, że w najmniejszym stopniu za porażkę podczas mistrzostw Europy obwiniani są piłkarze. Co prawda dostaje się jednemu czy drugiemu, ale generalnie pozostają w cieniu prezesa i selekcjonera. Choć podczas jednej z dyskusji telewizyjnych dotyczących mistrzostw odnotowałem z satysfakcją, że biorące w niej udział osoby doszły do ciekawych wniosków. Otóż ich zdaniem mamy trzy gwiazdy, a reszta to przeciętni zawodnicy, solidni rzemieślnicy. I zaapelowali jeszcze – więcej pokory.

Nie mogłem uwierzyć. Przecież doszli właściwie do tego samego wniosku, który ja powtarzam od lat o polskiej reprezentacji, że to średniej klasy drużyna europejska. I też apeluję o więcej pokory, by nie wymagać od zawodników więcej niż potrafią. Szkoda, że nikt nie formułował takich wniosków i nie obśmiewał przed mistrzostwami bzdur wygadywanych przez Jana Tomaszewskiego, że mamy zawodników światowej klasy (najlepsze pokolenie!), brakuje im tylko odpowiedniego trenera. A wygadywał to jeszcze przed zatrudnieniem Paulo Sousy, którego nominację oczywiście przyjął z radością, z taką samą zresztą, jak wcześniej Jerzego Brzęczka.

Oddzielnego potraktowania wymaga jeden zawodnik, któremu po mistrzostwach trochę się dostało za trzecią bramkę w meczu ze Szwecją zdobytą przez Viktora Claessona. Przemysław Płacheta zamiast gonić rywala dreptał za nim, więc w konsekwencji nie był w stanie mu przeszkodzić w oddaniu skutecznego strzału decydującego o porażce polskiej drużynie. Trudno mówić, że nie miał siły, bo pojawił się na boisku niecały kwadrans wcześniej.

Na Płachetę zwrócił też uwagę były reprezentant Polski Janusz Kupcewicz w odpowiedzi na pytanie, czy zatrudnienie Paulo Sousy przez jego dawnego kolegę z reprezentacji było złą decyzją (za: interia.pl):

„Po meczu ze Szwedami mogę powiedzieć, że na pewno tak. W innym wypadku bym się zastanawiał, ale... Jeżeli jeden z zawodników naszej kadry praktycznie nie gra w sparingach przed Euro, nie gra potem w żadnym z dwóch meczów mistrzowskiego turnieju, chodzi mi o Płachetę, a on w decydującym momencie jest wpuszczony przez selekcjonera na boisko, to bym się zastanowił co miało na celu wprowadzenie do gry chłopaka, którego w ogóle wcześniej nie widzieliśmy, a wiosną w swoim klubie też niewiele co pograł. To promocja niektórych przy szukaniu dla nich nowego klubu. Boniek powinien się głęboko zastanowić, a ludzie pracujący w PZPN powinni zacząć głośno mówić. Takie jest moje zdanie”.

A moje zdanie jest takie, że to poważny zarzut! Nie zauważyłem jednak, by w mediach wzbudził wielkie zainteresowanie. Nie sądzę również, by w PZPN ktokolwiek się nim przejął.

▬ ▬ ● ▬