Pogoniony zwycięzca

Fot. trafnie.eu

Europejskie puchary to rozgrywki, w których drużyny w czerwonych koszulkach starają się jak mogą, a na końcu i tak wygrywa Chelsea. W niebieskich koszulkach oczywiście.  

Pamiętacie słynne powiedzenie Gary’ego Linekera. W oryginalnej wersji (…zawsze wygrywają Niemcy) będzie jak znalazł w przyszłym tygodniu na Ligę Mistrzów. Mam nadzieję, że Anglik nie zastrzegł sobie praw autorskich, dlatego dokonałem znacznej modyfikacji. Bo czy czerwony Bayern przed rokiem, podobnie jak czerwona Benfica teraz, nie zostali wykończeni w podobny sposób w końcówce przez niebieską Chelsea?

Tuż przed rozpoczęciem meczu na Amsterdam ArenA pomyślałem, że trzeba wykorzystywać okazje. Nie wiadomo ile jeszcze finałów Ligi Europejskiej się odbędzie. Trudno doszukać się zachwytów nad tymi rozgrywkami. UEFA wcześniej czy później je zlikwiduje, to raczej pewne. Liga Mistrzów skutecznie wypija od lat najlepsze soki, pozostawiając odrzuty. Chelsea, jako obrońca trofeum, nie zdołała przejść nawet fazy grupowej. Benfica zresztą też. Tylko  dzięki słabości w silniejszych rozgrywkach, dotarły do finału słabszych.

A jaki był ten finał? „Po prostu fatalny” i „Tak słabo grającej Chelsea dawno nie widziałem” – dwie opinie dwóch znajomych dziennikarzy. Jeden jest z Hiszpanii, drugi z Anglii, co wiele tłumaczy. Może dla nich mecz stanowił stratę czasu. Dla mnie na pewno nie. Chciałbym takie słabe widowiska oglądać co tydzień. I taką dramaturgię przede wszystkim!

Recepta na zwycięstwo Chelsea w finałach jest dość prosta. W meczowym protokóle nie może się pojawić nazwisko – John Terry. Naprawdę nie żartuję. To są fakty. W ubiegłym roku nie wystąpił w finale Ligi Mistrzów w Monachium (kara za czerwoną kartkę w półfinale), a wyjechał z wymarzonym pucharem. W tym roku znów na trybunach z powodu kontuzji, i znów powrót do Londynu z trofeum. A pamiętacie co się działo w Moskwie w 2008 roku? Terry podszedł do karnego, wydawało się wtedy, że decydującego. Poślizgnął się w najgorszym momencie. W glorii chwały wrócił z Rosji Manchester United. Wynika z tego, że jako prawdziwa klubowa ikona, obrońca Chelsea najbardziej nadaje się do odbierania pucharów od Michela Platiniego.

Paradoksów związanych z finałem w Amsterdamie było zresztą więcej. Na konferencję prasową przyszedł zwycięski Rafa Benitez. A może bardziej by pasowało – już pogoniony menedżer? Dla stada wilków, które go otaczają na Stamford Bridge i kibiców, którzy od miesięcy z niego szydzą, zdobył na odchodne puchar brakujący w klubowej kolekcji. Nie wdając się w szczegóły związane ze zbliżającym się końcem kontraktu, podsumował finał stwierdzeniem: „Zadanie zostało wykonane”.

I jeszcze koniecznie trzeba zrelacjonować wystąpienie na konferencji prasowej trenera Benfiki. Chciałem napisać „pokonanej drużyny”, ale ktoś, kto meczu nie obejrzał, mógł nie zrozumieć co mówi. Otóż Jorge Jesus stwierdził, że jest dumny ze swoich piłkarzy i z ich sposobu gry. Właściwie przez większość meczu byli lepsi, atakowali, mieli przewagę w posiadaniu piłki. Wszyscy  chwalili Benfikę, a chyba najbardziej Johan Cruyff.  Z kibiców Jesus też jest dumny, bo byli zdecydowanie lepsi od tych z Anglii! Można zapytać – dlaczego więc jego drużyna przegrała? Ale po co? Skoro nawet przegrani mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku, czego chcieć więcej?

▬ ▬ ● ▬