2016-01-29
Pokażcie, że macie...
Flavio Paixao został karnie zesłany do drużyny rezerw Śląska Wrocław przez trenera Romualda Szukiełowicza. To niestety nie pierwszy taki przypadek.
Nie pierwszy w Śląsku, ale też dobrze znany w innych klubach. W styczniu Portugalczyk podpisał z półrocznym wyprzedzeniem umowę z Lechią Gdańsk. Ta obowiązująca go jeszcze ze Śląskiem wygaśnie z końcem sezonu. Wszystko odbyło się więc zgodnie z obowiązującym prawem dotyczącym transferów. Paixao nie musiał nikogo prosić o zgodę, mógł podpisać kontrakt z nowym klubem.
W Śląsku twierdzą jednak, że ich oszukał. Dlaczego? Bo umawiał się na rozmowę telefoniczną w sprawie przedłużenia kontraktu, ale do niej nie doszło. Dlatego zesłano go do rezerw na najbliższe pół roku. Głos w tej sprawie zabrał kapitan zespołu Piotr Celeban (za: sport.pl):
”Bardzo dobra decyzja trenera. Popieram ją, ponieważ słowo jest droższe od pieniędzy”.
Mam propozycję dla Śląska. Skoro piłkarz ich oszukał, niech go podadzą do sądu. Jeśli nie podadzą, niech się lepiej nie ośmieszają. Jak chcą uczyć piłkarzy moralności, niech zaczną od siebie i sprawdzą czy w ostatnich latach żadnemu nie zalegali z wypłatą? Bo jeśli zalegali, najlepiej milczeć w sprawie dotrzymywania słowa. I oby Celeban miał dobrą pamięć, bo nigdy nie wiadomo jak sam będzie się kiedyś żegnał z wrocławskim klubem.
Nie wiem na co umawiał się Paixao z szefami Śląska. Domyślam się, że była to umowa dżentelmeńska. Nawet jeśli zachował się nieelegancko, to jednak zgodnie z prawem. Jako pracownik Śląska powinien do końca kontraktu grać dla niego z pełnym zaangażowaniem. Dla mnie to oczywiste, jak oczywiste były choćby świetne występy Roberta
Lewandowskiego w barwach Borussii Dortmund przez ostatnie pół roku przed odejściem do Bayernu. Rozstał się z pracodawcą w cywilizowany sposób. A dokładniej – pracodawca właśnie tak się zachował.
Niestety polskie kluby zachowują się czasami jak właściciele inwentarza. Gdy nie płacą pensji na czas, nie ma problemu. Problem jest wtedy, gdy ich pracownik postanawia zmienić firmę. Dlatego dam Paixao dobrą radę wynikającą z moich własnych doświadczeń. Z takimi nie ma sensu dyskutować, ani o cokolwiek prosić. Od takich należy tylko ŻĄDAĆ tego, co się należy.
W tym celu warto znać swoje prawa. Dlatego zacytuję definicję mobbingu Międzynarodowej Organizacji Pracy (za: gazetaprawna.pl):
„To działania lub zachowania dotyczące pracownika, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną samoocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu pracowników, np. ciągłe krytykowanie wykonywanej pracy lub życia prywatnego pracownika, ustne groźby i pogróżki, unikanie przez przełożonego rozmów z ofiarą, zmuszanie do wykonywania prac naruszających godność osobistą bądź też zlecanie prac bezsensownych, poniżej umiejętności pracownika lub dawanie zadań przerastających możliwości i kompetencje pracownika w celu jego zdyskredytowania itp”.
Przypadek Paixao stanowi klasyczny przykład mobbingu. W związku z tym jest jeszcze ważna uwaga:
„Pracownik, który ucierpiał wskutek mobbingu, może rozwiązać umowę o pracę w trybie natychmiastowym, bez wypowiedzenia, wskazując mobbing jako przyczynę rozwiązania stosunku pracy, oraz może żądać od pracodawcy odszkodowania, w wysokości nie niższej niż minimalne wynagrodzenie za pracę, którego górna wysokość nie jest ograniczona”.
Nawet średnio rozgarnięty adwokat bez trudu sporządzi na tej podstawie pozew do Sądu Pracy. Nie wiem dlaczego Paixao i inni, którzy wcześniej przerabiali wspomniany temat, z tego nie korzystają? Pokażcie, mówiąc wprost, że macie jaja także poza boiskiem. I przypomnijcie sobie, że (prawie wszyscy) macie agentów. Niech ruszą tyłki i zaczną dbać o wasze interesy, nie tylko wtedy, gdy liczą prowizję z kolejnego transferu.
▬ ▬ ● ▬