Pokory nigdy za wiele

Trwa konkurs na podanie przyczyn słabej gry Legii. Na nagrody nie ma co liczyć. Najwyżej na dobre samopoczucie.

Po bezbramkowym remisie z Bełchatowem drugi raz z rzędu słyszę, że wynik Legii jest sensacją. A niby dlaczego? Bo Bełchatów na końcu tabeli? Ale na którym miejscu by nie był, Legia nie potrafi go ograć w Warszawie od 2008 roku. Jaka to więc sensacja? Raczej norma. Poza tym rozmawiamy o drużynie, która przegrała dwa ostatnie mecze ligowe. Równie zły bilans miała tylko Pogoń Szczecin.

Legia dostała lekcję w Kielcach. Czy ktoś obiecywał, że w następnej kolejce będzie łatwiej? Albo, że w kolejnym meczu rywale się położą i podarują trzy punkty? Trener Urban wspominał, że nie lubi takich konfrontacji z drużynami z dna tabeli. Nie dziwię się. Na meczu „Żyleta” była pełna kibiców i dopingu przez 90 minut. Po końcowym gwizdku piłkarze przedefilowali przed nią ze spuszczonymi głowami jak zbite psy i w skupieniu musieli odsłuchać kilkutysięcznego chóru: „Legia grać, k… mać”. Wyglądali żałośnie. Bolesna lekcja pomoże w następnej kolejce?   

Chyba już nikt na Łazienkowskiej nie wątpi, że zamiast spacerku po tytuł będzie co tydzień walka na noże. Nie tylko Legia powalczy o mistrza. Dla każdej drużyny mecz z nimi będzie miał ten sam wymiar. Że tylko w przenośni? A jakie to ma znacznie? Na boisku żadnego. Legia dostatecznie zmobilizowała rywali przed początkiem rundy. Teraz trzeba tylko zmierzyć się z konsekwencjami.

Prezes Legii Bogusław Leśnodorski zaczął ostro, obiecując trzy tytuły w pięć lat. Jak nie, cytuję - „dopiero byłby obciach”. Zastanawiam się kto jeszcze w Europie odważyłby się na taką deklarację? Za dużego wyboru nie ma. W Anglii raczej nikt tak mocny w słowach nie będzie. Wątpię, by prezes Realu czy Barcelony coś takiego powiedział, za duże ryzyko. Chyba tylko panującego w Bayernie Uli Hoenessa stać na podobne wyznanie, bo skromność jest ostatnią rzeczą, o jaką można go podejrzewać.

Zadęcie na Łazienkowskiej było zbyt duże, ale dzięki temu także bezcenna nauczka na przyszłość. Pokory nigdy za wiele. Może się przydać w dalszej części sezonu. Ponieważ wyczuwam wahanie tak zwanych specjalistów – już przyłożyć, czy jeszcze poczekać – bezinteresownie doradzę: POCZEKAĆ! Legia ma za duży potencjał, by tak łatwo ją skreślać, i w końcu go pokaże. Może nawet szybciej, niż później.       

Niestety w każdej rundzie jest to samo - już po jednym meczu powstają teorie, które po następnym stają się nieaktualne. Trzeba poczekać z pięć, żeby dało się wyciągnąć jakieś sensowne wnioski. Nikt nie chce jednak czekać. Media w erze internetu mają swoje prawa. Codziennie coś się musi dziać. Dlatego jeszcze przed pierwszą kolejką mistrzem była Legia, a po niej Podbeskidzie już prawie utrzymało się w lidze. Zaczęły się też zachwyty nad Lechem, ale skończyły po porażce z Polonią w Poznaniu. Górnik, nowa siła polskiej ligi (?), też dostał w plecy. Kto kolejnym ulubieńcem w wyścigu po mistrza? Na pół Polonii nikt nie ma odwagi stawiać. Nie miał nawet przed sezonem, zanim doszło do rozbiórki drużyny, to teraz strach wymieniać tę nazwę. Za chwilę może przecież zabraknąć kolejnych zawodników w kadrze.

Czy na kandydata do tytułu trzeba będzie zrobić łapankę? Gdy w ubiegłym roku został nim Śląsk i mówiono, że to wyjątkowo słaby mistrz, Orest Lenczyk poczuł się obrażony. Niby dlaczego? Czy można sobie wyobrazić większy komplement dla trenera?

▬ ▬ ● ▬