Polak potrafi, Niemiec się cieszy

Cztery bramki w półfinale Ligi Mistrzów i to strzelone Realowi Madryt. Nieźle jak na chłopaka oddanego kiedyś Zniczowi Pruszków za pięć tysięcy złotych.

Borussia zdemolowała wczoraj w Dortmundzie Real. Tak samo jak Bayern dzień wcześniej w Monachium Barcelonę. Gdyby Mats Hummels nie zaliczył niespodziewanej asysty przy golu Ronaldo, drugi mecz zakończyłby się takim samym wynikiem jak pierwszy – 4:0.

„Piłka nożna to gra, w której dwudziestu dwóch facetów biega po boisku, a na końcu i tak wygrywają Niemcy” – stwierdził przed laty Gary Lineker. Wszystko by się zgadzało gdyby nie jeden chłopak z Polski, oddany kiedyś z Legii do Znicza Pruszków za pięć tysięcy złotych. Robert Lewandowski stał się bohaterem wieczoru, tygodnia, miesiąca w światowej piłce. Czy ktoś wcześniej strzelił Realowi cztery bramki? Nie wiem, ale mam nadzieję, że statystycy szybko pomogą mi rozwiązać zagadkę. A on dokonał tego w półfinale Ligi Mistrzów! Chyba ostatnio Jerzy Dudek z polskich zawodników (w 2005 roku w finale w Stambule) zrobił coś, co podziwiał piłkarski świat.

Zanim Lewandowski rozstrzelał się w Dortmundzie, mówiono o nim wczoraj z innego powodu. Agent trenera Bayernu Juppa Heynckesa, niejaki Enrique Reyes, napisał w środę na Twitterze, że napastnik Borussii dogadał się już z klubem z Monachium. Czyli wykonano ten sam numer co z Mario Götze dzień wcześniej. Różnica tylko taka, że transferu Lewandowskiego nikt nie potwierdził. Przypadek? Taki może zdarzyć się raz. Gdy coś zdarza się ponownie, w przypadek mogą wierzyć już tylko naiwni.

Zastanawiam się po co Bayern, czy osoby z nim związane, miałyby ujawniać podobne informacje? Hipoteza związana z aferą podatkową Uli Hoenessa chyba jednak nie trafiona. Gdyby chodziło o odwrócenie uwagi od przekrętów pana prezesa, pewnie skończyłoby się tylko we wtorek na Götze. Ale pociągnięcie tematu jeszcze dzień później każe dopatrywać się innych motywów. Bayern chyba próbował rozgrywać piłkę w meczu, w którym nie grał. Jeśli miał zamiar zdekoncentrować Borussię, działał trochę wbrew logice. Przecież to złotousty Hoeness przyznał przed losowaniem półfinałów, że chciałby trafić na drużynę z Dortmundu, bo to najsłabszy z potencjalnych rywali. Powiedział pewnie to co inni w klubie myśleli, tylko z dyplomatycznych powodów woleli się nie wychylać. A może chodziło o zmobilizowanie „transferowymi bombami” najgroźniejszych rywali z Bundesligi w przekorny sposób? Jeśli tak, powiodło się znakomicie, a przy okazji jeszcze napastnik z Polski pokazał co potrafi.

Zapowiada się więc niemiecki finał w maju w Londynie. Nie wiem tylko czy Borussia to rzeczywiście wymarzony przeciwnik dla Bayernu. Ale to już zmartwienie panów: Hoenessa, Heynckesa, agenta tego ostatniego i spółki.    

▬ ▬ ● ▬