Polska podobna do… Tahiti

Fot. Trafnie.eu

W Gdyni odbyło się losowanie składu grup finałowych mistrzostw świata do lat dwudziestu, które w maju i czerwcu odbędą się w Polsce. Kto trafił najlepiej?

To jedno z moich ulubionych pytań po każdym losowaniu. A dlatego ulubionych, bo mam na nie gotową odpowiedź. Która grupa najtrudniejsza, a która najłatwiejsza, przekonamy się po zakończeniu turnieju!

Na razie wszelkie dywagacje na ten temat wydają się sztuką dla sztuki. Powiedzieć i napisać można wszystko, bo to nic nie kosztuje, a przez kilka miesięcy, nawet jak się coś palnie bez sensu, i tak nikt nie sprawdzi. Dopóki 23 maja nie zacznie się finałowy turniej trwający do 15 czerwca...

Podczas losowania było oczywiście miło i galowo. Panowie (w większości na sali) związani z futbolem zamiast normalnych dresów założyli eleganckie garnitury. I oczywiście z wielką dyplomacją i szacunkiem wypowiadali się o rywalach.

Ale imprezę przeprowadzoną w hali Arena Gdynia zdominowała swą obecnością pewna dama. Nazywa się Fatma Samba Diouf Samoura i większość piłkarskich kibiców nie ma pojęcia kim jest. A to jedna z najważniejszych postaci współczesnego futbolu, pełni bowiem furkację sekretarza generalnego FIFA.

Wymyślił ją nowy szef tej organizacji Gianni Infantino. Tak sobie myślę, że nie przez przypadek. Idealnie wpisywała się w wizerunek organizacji pragnącej oczyścić się z korupcyjnych zarzutów. Zamiast zgrai przekupnych facetów dla odmiany jedno z kluczowych stanowisk powierzono kobiecie pochodzącej z Senegalu.

I właśnie pani Samoura była w Gdyni najważniejszą osoba reprezentująca FIFA. Oczywiście bardzo ciepło wypowiadała się o naszym kraju, tak jak szefowie PZPN o niej. Sekretarz generalny związku Maciej Sawicki chwalił się, że obecność Senegalki na losowaniu stanowi dowód respektu jakim międzynarodowy związek darzy ten reprezentowany przez niego.

Prezes Zbigniew Boniek był w szampańskim nastroju i argumentował, że FIFA przyznaje tak wielką imprezę z reguły z kilkuletnim wyprzedzeniem. A skoro Polsce przyznała tylko z ponad rocznym, znaczy, że ufa gospodarzom. Nikt nawet nie próbował przekonywać, że „damy radę”. Raczej już obowiązuje hasło, że „Polak potrafi”, a mistrzostwa będą kolejnym organizacyjnym sukcesem (po EURO 2012 i młodzieżowych mistrzostwach Europy w 2017 roku) i Polski, i PZPN.

Gdy pozwoliłem sobie na nietakt i zachwiałem bezgraniczny entuzjazm bezczelnym pytaniem, pan prezes uznał je za wręcz niedorzeczne. Pytanie dotyczyło ewentualnego stanu murawy na dwóch stadionach. Na tym w Łodzi i Gdyni w ciągu nieco ponad trzech tygodni zaplanowano rozegranie aż dziesięciu meczów. To dawka normalnie przewidziana na co najmniej całą rundę!
Boniek odpowiedział:

„Jak boisko nie wytrzyma, to się je odnowi. Damy sobie radę. Boisko jest po to, by na nim grać”.

Życzę panu prezesowi, a jednocześnie także sobie, by miał rację i pod koniec turnieju nie narzekano na murawy, jak się teraz narzeka w polskiej lidze. O tym przekonamy się za kilka miesięcy. Tak samo jak i o tym, ile warta jest polska reprezentacja, która w grupie A zagra z Kolumbią, Senegalem i Tahiti.

Gdy do gospodarzy turnieju dolosowano dwie pierwsze drużyny na sali dał się słyszeć szmer zwiastujący spore emocje. Bo gdyby z czwartego koszyka dolosowano jeszcze Japonię, byłaby taka sama grupa, jak podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata, ale seniorów w Rosji.

Trener reprezentacji Polski Jacek Magiera stwierdził, że z „każdym rywalem musimy zagrać odważnie”. Szkoleniowiec kadry Kolumbii Arturo Reyes kurtuazyjnie przekonywał, że jego drużyny nie należy się bać, jak dorosłej kadry tego kraju, która niestety zlała skórę Polakom w Rosji:

„W tych kategoriach wiekowych poziom jest dużo bardziej wyrównany. A gdy gra się z gospodarzem turnieju, to szansa, by się pokazać większej liczbie kibiców”.

Bruno Tehaamoana, trener reprezentacji Tahiti, wyspy na Oceanie Spokojnym, sprawiał wrażenie osoby zupełnie bezstresowo podchodzącej do wyników losowania. Powiedział szczerze, że bardzo cieszy się z awansu do finałów, a o reprezentacji Polski nie wie zbyt wiele. Choć wie, że jego drużyna trafiła do bardzo ciężkiej grupy, w której jest gospodarz turnieju. Poza tym stwierdził, że w Polsce widzi duże podobieństwo do… Tahiti:

„Jesteśmy bardzo blisko morza, więc czuję się prawie jak w domu”.

Nie wiem tylko, czy pan Tehaamoana wie, że Gdyni i polskiego morza raczej już nie zobaczy, bowiem jego zuchy swoje mecze rozegrają w Łodzi i Lublinie.

▬ ▬ ● ▬