Pomarańczowy potop

Fot. Trafnie.eu

Anglia zagra z Hiszpanią w finale mistrzostw Europy, dzięki zwycięstwu 2:1 nad Holandią w Dortmundzie. Choć wcześniej przegrała... walkowerem.

W pociągu jadącym do Dortmundu obok mnie siedziały dwie młode damy. Czym bliżej stacji docelowej, tym intensywniej pracowały nad swoim makijażem. W końcu jedna po zakończeniu malowania ust szminką powiedziała do drugiej:

„Teraz już jestem cała pomarańczowa”.

Nie wiem, czy były Holenderkami, bo rozmawiały po angielsku, tak jak i kilku towarzyszących im dżentelmenów. Nie mam za to najmniejszej wątpliwości z kim wszyscy sympatyzowali. Gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Dortmundzie, wylał się z niego pomarańczowy strumień. Kolejne płynęły po wszystkich ulicach w centrum miasta, zalewając je prawdziwym pomarańczowym potopem. Trwała tam jedna wielka impreza.

O godzinie 15:00 policja przekazała kibicom oczekujących pod Fan Zoną usytuowaną przy miejskim ratuszu, że nikt nie będzie już do niej wpuszczany ze względu na zbyt dużą liczbę osób w strefie i radziła im udać się od razu pod stadion.

Widziałem wcześniej kilka meczów na tych mistrzostwach zdominowanych przez kibiców jednej reprezentacji (Chorwaci, Turcy, Albańczycy), ale takiego zalewu jeszcze nie. I szczerze mówiąc nie byłem zdziwiony atmosferą pomarańczowego pikniku panującego w Dortmundzie. Już go kiedyś przeżyłem.

W 2008 roku Holendrzy grali z Rosją w ćwierćfinale mistrzostw Europy w szwajcarskiej Bazylei. Wspiąłem się wtedy na wieżę miejscowej katedry, by podziwiać z góry panoramę miasta. I wszystko było naznaczone pomarańczowymi akcentami – całe ulice, place, brzegi rzeki. Holenderscy kibice znani są z tego, że wspierając swoją reprezentację ubierają się na pomarańczowo dosłownie od stóp do głów. I dzięki temu z góry Bazylea wyglądała wtedy tak, jakby przywieźli ogromny zapas farby i pomalowali nim co tylko się da.

Dortmund w środę też tak wyglądał. Anglicy przegrali starcie w centrum miasta właściwie walkowerem. Dosłownie tylko kilku przedzierało się przez pomarańczowy tłum. A spod butów wszystkich słychać było trzask rozdeptywanego szkła z butelek po piwie i rozgniatanych puszek.

Mecz sprzed szesnastu lat łączy z tym środowym wspólny mianownik. W obu holenderscy kibice bawili się szampańsko tylko do pewnego momentu. Bo oba przegrali. W Dortmundzie dość szybko objęli prowadzenie, po pięknym strzale Xaviego Simonsa. Anglicy zdołali wyrównać po golu Harry’ego Kane z rzutu karnego, by tuż przed końcem meczu dobić Holendrów bramką zdobytą perfekcyjnym uderzeniem z ostrego kąta Oliviera Watkinsa.

Czyli Holendrzy bawili się jak zawsze i odpadli jak zawsze. Taka już ich narodowa tradycja. Dwie drużyny z polskiej grupy, także Francja, w niedzielnym finale w Berlinie nie zagrają. Już w ogóle nie zagrają, bo obie przegrały półfinały, a meczu o trzecie miejsce w mistrzostwach Europy się nie rozgrywa. W wielkim finale spotkają się Hiszpanie z Anglikami. Miejmy nadzieję, że będzie to finał nie gorszy od obu półfinałów.

▬ ▬ ● ▬