Pora zrobić rachunek sumienia

Fot. Trafnie.eu

FC Barcelona nie zdołała zakwalifikować się do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Przed ostatnią kolejką było to do przewidzenia, ale niestety nastąpiła próba...

...zaklinania rzeczywistości na szeroką skalę. Szczególnie w mediach w ojczyźnie najlepszego obecnie zawodnika katalońskiej drużyny. Barcelona w środę mierzyła się na Camp Nou z Bayernem Monachium, więc ten mecz był postrzegany jako wyjątkowy dla Roberta Lewandowskiego. Nie tylko dlatego, że miał wystąpić przeciwko swojemu byłemu klubowi. Oczekiwano, że zdobędzie bramkę (bramki) pozwalające obecnemu zachować szansę na awans do fazy pucharowej rozgrywek.

Najpierw jednak musiał być spełniony dodatkowy warunek. W meczu rozgrywanym wcześniej Inter nie mógł wygrać w Mediolanie z Viktorią Pilzno. Warunek raczej trudny do spełnienia biorąc pod uwagę, że dzielna drużyna skromnego klubu z Czech nie zdołała wywalczyć choćby punktu w Lidze Mistrzów w bieżącym sezonie. Nie powinien więc dziwić wynik, bowiem Inter zlał ją aż 4:0.

Czyli przed starciem Barcelona z Bayernem było wiadomo, że obecna drużyna Lewandowskiego na wiosnę zagra co najwyżej w Lidze Europy finiszując na trzecim miejscu w grupie. Nie wiem w jakim stopniu świadomość tego faktu podziałała na piłkarzy z Katalonii, ale od początku wyglądali, jakby mecz przegrali już wychodząc na boisko z tunelu. Bez większych problemów Bayern pokonał ich 3:0.

Nie mam zamiaru pastwić się na Barceloną, bo za bardzo nie ma nad kim. Nie byłem w peletonie, który zmieniał kilka razy zdanie na temat możliwości tej drużyny w ostatnich miesiącach. Nie widziałem jej wśród faworytów do wygrania Ligi Mistrzów, więc nie będę teraz płakał nad jej losem.

Porównałbym Barcelonę do… Cristiano Ronaldo. Spodobało mi się bardzo zdanie, które przeczytałem gdzieś niedawno na jego temat, że (cytat z pamięci) „postrzega ciągle siebie jak kogoś, kim już nie jest”. To klucz do zrozumienia obecnych problemów Portugalczyka. Tak samo jest z Barceloną. Jest ciągle postrzegana jako klub (drużyna), którą już nie jest. Być może kiedyś znowu będzie, ale na to trzeba poczekać.

Jeśli w tegorocznym budżecie władze klubu założyły zyski z awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, ich działania należy uznać za szczyt roztargnienia. Barcelona to w tej chwili silna drużyna, ale w znaczeniu lokalnym, nie europejskim. W La Liga ciągle potrafi pięknie wygrywać, a dla takich klubów jak Cadiz czy Girona pozostawać potęgą, posiadając nadal nieporównywalnie większy od nich potencjał.

Pora jednak schylić głowę i zrozumieć, że klub posiadający długi liczone już nie w milionach, ale miliardach euro (!!!), nie powinien się porywać w najbliższym czasie na zbyt ambitne cele, bo te są dla niego nierealne. Smutny przebieg meczu z Bayernem najlepiej tego dowodzi. Wcześniejsza porażka w El Clasico z Realem też. Teraz sukcesem powinno być zwycięstwo w derbach Barcelony z Espanyolem.

Jeśli Barcelona chce walczyć o jakieś trofea w tym sezonie, najbliżej ma do nich w Lidze Europy, choć nie daję jej wielkich szans an końcowy sukces. Czym szybciej się przyzwyczai do tego, że nie jest aktualnie drużyną ze ścisłej europejskiej czołówki, tym lepiej dla niej i jej sympatyków. Trzeźwe podejście do posiadanych możliwości i stawianych celów pozwoli oszczędzić wielu niepotrzebnych rozczarowań.

I na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na trenera Barcelony, ale tego poprzedniego. Gdy zwalniany był Ronald Koeman, wziąłem go w obronę. Uważałem, że obwinianie Holendra za wszelkie niepowodzenia, za mało trakcyjny styl gry, było nonsensem. Życie mnie nauczyło, że w wielu kwestiach należy nauczyć się czekać, bo ono same pisze do nich puenty.

Xavi przychodził niemal jako zbawiciel, przeciwieństwo nieudacznika, którego zmieniał. I co? Teraz słyszę, że po 50 meczach ma gorszy od niego bilans. Gdzie są dziś piewcy geniuszu Xaviego? Może pora zrobić choć mały rachunek sumienia?

▬ ▬ ● ▬