Porażka naiwności

Fot. Trafnie.eu

W polskiej piłce zapowiadana jest rewolucja. Z reguły jestem przeciwny takim formom oddziaływania na otoczenie, bo potrafią przynieść więcej szkody, ale…

Sprawa dotyczy konieczności wystawiania do gry młodzieżowca w rozgrywkach ligowych. Choć pewnie w wielu klubach woleliby stwierdzić, że to głównie problem, do tego dość kosztowny. Tylko przypomnę, że we wcześniejszej formie obowiązywania przepisu młody zawodnik musiał znaleźć się w wyjściowym składzie na mecz ligowy. Po zmianie, już nie musiał, ale za to kluby musiały płacić kary jeśli nie wypełniły określonego limitu minut występów takich zawodników w sezonie. Łatwo się domyślić, że wiele się przeciwko obowiązywaniu takiego przepisy buntowało.

Po co w ogóle go wprowadzono? Kierując się naiwną wiarą, że pomoże w rozwoju młodych talentów, dla których brakowało miejsca w drużynach, bowiem mieli je zajmować przedstawiciela tak zwanego zagranicznego „szrotu”. Od razu dodam, że nie byłem wśród tych naiwnych i od samego początku sprzeciwiałem się wspomnianemu przepisowi, a oto dowód:

„Dla mnie nie ma znaczenia kraj pochodzenia piłkarza, ani jego wiek. Dla mnie znaczenie mają tylko piłkarskie umiejętności. Powinny stanowić jedyny wyznacznik wstawienia kogoś do wyjściowej jedenastki, bądź nie”.

Przepis napotykał też z każdym rokiem coraz większy opór wśród ligowych klubów, czego efektem są planowane zmiany, przez niektórych nazywane wręcz rewolucyjnymi (za: polsatsport.pl):

„20 maja zarząd PZPN podejmie decyzję, czy przejdą zmiany w przepisie o promowaniu młodych piłkarzy, opracowane przez specjalnie powołany zespół roboczy. Znamy szczegóły nowych zasad; nie będzie już obowiązku wystawiania młodych graczy, ale będą sowite nagrody dla tych, którzy robią to z własnej woli. Zyskają przede wszystkim kluby z największymi akademiami.

Opracowywany projekt dotyczy tylko klubów Ekstraklasy i zakłada, że nie ma już żadnego obowiązku korzystania z młodych piłkarzy. Utrzymane zostanie jednak Pro Junior System w znacząco zmienionym kształcie. Od nowego sezonu młodzieżowcami będą gracze urodzeni w 2004 roku i młodsi. Każda ich minuta na boisku to jeden punkt w klasyfikacji ogólnej przy założeniu, że zagrają co najmniej 270 minut oraz pięć meczów. Liczbę minut razy trzy (obecnie jest razy dwa) mnożyć się będzie w przypadku wychowanków, czyli graczy obecnych w danym klubie od trzech lat. Co więcej, kluby, które zdecydują się wypożyczyć swoich młodych graczy do innych drużyn na poziom Ekstraklasy, Fortuna 1 Ligi i II ligi, dostaną bonus 0,5 punktu za każdą rozegraną przez nich minutę”.

Nie wiadomo jednak, czy zmiany zostaną ostatecznie zaakceptowane przez PZPN:

„Według naszej wiedzy, Maciej Mateńko, wiceprezes federacji ds. szkolenia, jest za przymusem stawiania na młodych. Podczas niedawnego posiedzenia zarządu dowodził na kilkunastu slajdach, że z przepisu nie można wycofać się zupełnie, bo przynosi on korzyści. Pokazał m.in. że dzięki nakazowi w poprzedniej rundzie Ekstraklasy mieliśmy aż 85 młodych graczy wypełniający kryterium. Dowodził także, że spośród młodzieżowców z pierwszego sezonu obowiązywania przepisu (było ich 135) aż 66 proc. gra obecnie w Ekstraklasie, I lidze lub ligach zagranicznych o wyższym wskaźniku UEFA niż polskie rozgrywki”.

Do mnie te argumenty nie przemawiają. Można powiedzieć, że „aż 66 proc.”, ale można też, że aż 34 procent, czyli jeden na trzech, zawodników sobie nie poradziło w normalnej rywalizacji, gdy nie wpychano ich już z konieczności do składu. A przecież byli to teoretycznie ci najlepsi z najlepszych młodych piłkarzy.

Dlatego podtrzymuję swoją opinię sprzed lat, że o miejscu w składzie powinny decydować wyłącznie piłkarskie umiejętności. Zresztą już nie pierwszy raz byłem przeciw próbie chodzenia na skróty, obśmiewając kiedyś od samego początku wprowadzenia systemu rozgrywek ESA37. A to dowodzi, że w polskiej piłce reformatorów nie brakuje. Tylko później brutalnie ich pomysły weryfikuje boisko.

▬ ▬ ● ▬