Powrót reformatorów

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o kolejnym skandalu w polskiej piłce, takim z gatunku „na zamówienie”. Nie pierwszy raz w sędziowskim wydaniu. 

Słowo „skandal” pojawia się często w prasowych komentarzach po meczu ćwierćfinałowym Pucharu Polski, w którym Wisła Kraków wyeliminowała Widzew Łódź wygrywając po dogrywce 2:1. Mecz (odbył się w środę) jest ciągle komentowany w mediach ze względu na wyjątkowy przebieg. Został przedłużony aż o ponad kwadrans, głównie ze względu na pirotechniczne harce na trybunach powodujące zadymienie boiska. Do tego zdobyte dwie bramki w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, najpierw tego podstawowego, potem dogrywki (za: (sport.tvp.pl):

„Zaliczenie gola dla Wisły Kraków na 1:1 w końcówce meczu z Widzewem Łódź wypaczyło wynik meczu i pozbawiło gości prawie już pewnego awansu do półfinału Pucharu Polski. Ta bramka padła po 90 minutach i po ponad 17 minutach doliczonych do drugiej połowy – czyli tuż przed gwizdkiem, który miał zakończyć mecz. W efekcie uznanie gola doprowadziło też do wypaczenia przebiegu rozgrywek, gdyż w dogrywce Wisła strzeliła gola na 2:1, wygrała i awansowała. Widzew, który został wyeliminowany z rozgrywek, jest więc w tej sprawie klubem wyraźnie i poważnie pokrzywdzonym. Złożył protest, domagając się powtórzenia meczu”.

Czyli mówimy o skandalu nawet z podwójnym dnem, ale…:

„Jakim skandalu? Uznali gola dla Wisły, bo słuchali szkolenia. Dla sędziów to oczywisty spalony, ale „góra” chce goli, więc go uznali. Jak zrobiła się afera, to nagle niektórzy zapomnieli, co było na szkoleniu. Żeby tylko jednym... Wyznaczyli Damiana [Kosa – sędziego głównego] znowu, bo przecież nie mogą go ukarać za to, że sędziował jak chcieli – mówi jeden z czynnych sędziów szczebla centralnego z doświadczeniem w meczach międzynarodowych. Jego słowa potwierdzają inni sędziowie szczebla centralnego i były arbiter działający obecnie w innej roli”.

Tak to jest, gdy ktoś zabiera się za „ulepszanie rzeczywistości”, a przecież reformatorów w polskiej piłce nigdy nie brakowało (ESA 37, przepis o młodzieżowcu...). Z jakim skutkiem te reformy wprowadzali, łatwo sprawdzić. A już wcześniej próbowano także dość swobodnie interpretować przepisy gry. Przed sześcioma laty Rafał Rostkowski, były sędzia piłkarski FIFA z trzydziestoletnim stażem, przejechał się po ówczesnym przewodniczącym Kolegium Sędziów Zbigniewie Przesmyckim, podając choćby przykład narzucania przez niego interpretacji spalonego (za: przegladsportowy.pl):

„Za jego kadencji puszczanie goli ze spalonego z reguły dawało sędziemu asystentowi nominację na następny mecz. Nawet sędzia asystent, który w trzech kolejnych meczach uznawał gole ze spalonych, wyznaczany był nadal, także na spotkania międzynarodowe! Takie decyzje były czytelnym sygnałem – proszę pokazać mi arbitra, który stanie na straży przepisów, sprzeciwi się szefowi i zaryzykuje zawieszenie na kilka meczów lub nawet karierę?”

Biorąc pod uwagę brak od lat wymiernych sukcesów na piłkarskich boiskach, Polska należy przynajmniej do ścisłej światowej czołówki we wdrażaniu wszelkich opacznie rozumianych futbolowych reform. Choć raczej nie jest to powód do dumy.

▬ ▬ ● ▬