Poza zasięgiem, ale...

Fot. Trafnie.eu

W ciągu ostatniego tygodnia rozgrywano mecze eliminacyjne do mistrzostw świata, a w Europie także baraże, na wielu poziomach, w Lidze Narodów.

Kilka z tych meczów na pewno zasługuje na uwagę. Chyba największą koncentrowało starcie w Ameryce Południowej, gdzie Argentyna rozbiła 4:1 Brazylię. To sąsiedzi i odwieczni rywale, a ich reprezentacje prezentują od dziesięcioleci wysoki poziom (łącznie osiem tytułów mistrza świata!), więc trudno się dziwić wielkiemu zainteresowaniu towarzyszącemu wspomnianej rywalizacji.

Dlatego wysokie zwycięstwo/porażka wywołała w obu krajach gorące reakcje. Szybko zareagował w internecie prezydent Argentyny Javier Milei, pastwiąc się nad gwiazdorem rywali – Neymarem uszczypliwą uwagą, że dziwi się, dlaczego nie wziął udziału „w tym balu”, skoro tak uwielbia imprezować?

W Brazylii nikomu jednak nie było do śmiechu. Podobno „wrze” w kraju, w którym piłka bez żadnej przesady jest religią, więc taka porażka bardzo boli. Tym bardziej, że ich reprezentacja dała się zdemolować rywalom nawet bez kontuzjowanego Lionela Messiego. Ale rozbawił mnie trener brazylijskiej drużyny Dorival Junior stwierdzeniem na pomeczowej konferencji, że „bierze porażkę na siebie”. Doprawdy rozkoszne wyznanie. A kto miałby ją wziąć, jak nie on?

Ja jednak odbieram ten wynik ze spokojem, bo dane mi było przeżyć niewiarygodną wręcz klęskę Brazylijczyków, gdy w półfinale mistrzostw świata w 2014 roku przegrali u siebie w Belo Horizonte aż 1:7 z Niemcami. Przy tamtym wyniku i jego okolicznościach przegrana z Argentyną to drobiazg. Przyznam, że spodziewałem się wtedy głębszego kryzysu brazylijskiej piłki.

Ale skoro dość szybko potrafiła się z niego podnieść, to znaczy, że jej potencjał jest naprawdę ogromny.  Największy problem pozostaje ciągle ten sam – jak go najefektywniej wykorzystać, by znów zostać mistrzem świata? Brazylijczycy czekają na kolejny tytuł już ponad dwadzieścia lat, a tylko on jest w stanie zaspokoić ich ambicje.

Może się paradoksalnie okazać, że bolesna porażka z Argentyną będzie miała na nich… korzystny wpływ. Może pomóc mentalnie w przewartościowaniu postrzegania własnych możliwości przez brazylijskie gwiazdy. Może taki Vinícius Júnior zrozumie, że ważniejsze od tego jakie ma się kolczyki w uszach są zdobyte tytuły na koncie. Nawet najlepsi piłkarze to jeszcze nie drużyna.

Brazylijczykom umiejętności na pewno nie brakuje, brakuje za to odpowiedniej mentalności, by stać się drużyną, której wszyscy wszystko podporządkują. Od Neymara zaczynając, by zamiast kiwnąć kolejnego rywala, zdecydował się na zagranie dające wymierną korzyść drużynie, a nie jego ego. I być może ciężki łomot z Argentyną spowoduje, że w głowach zawodników nastąpi mentalna przemiana, której świadkami będziemy podczas przyszłorocznych mistrzostw świata. Tego im życzę, bo naród, który tak kocha piłkę zasługuje na spektakularne zwycięstwa swojej reprezentacji.

Teraz podobno najlepszą na świecie ma Hiszpania. Takie głosy towarzyszyły jej dwóm meczom barażowym w Lidze Narodów z Holandią. Po ich przebiegu trudno wyciągnąć wspomniany wniosek, bo oba zakończyły się remisami, a do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne. Wygrali je Hiszpanie, ale Holendrzy zasłużyli na kilka ciepłych słów. A to właśnie oni, czyli przegrani z tej pary barażowej, będą rywalami Polaków w grupie G eliminacji mistrzostw świata.

Z komentarzy w rodzimych mediach, nawet jeszcze przed rozstrzygnięciem wspomnianej rywalizacji, biło przekonanie, że zdecydowanie lepiej trafić na nich, niż na Hiszpanów. Obie drużyny są teoretycznie poza zasięgiem Polaków, choć w ostatnich latach z obiema udało się zremisować i to na ich terenie - z Hiszpanią 1:1 w finałach mistrzostw Europy (2021), z Holandią 2:2 w Lidze Narodów (2022). Na szczęście w piłce teoria często rozmija się z praktyką. I bazując na tym przekonaniu czekam na jesienne mecze z Holendrami.

▬ ▬ ● ▬