2021-05-01
Praca na lata
W Wielkiej Brytanii rozpoczął się w piątek bojkot mediów społecznościowych. Potrwa do poniedziałku. Weźmie w nim udział między innymi Premier League.
Poinformowało o tym Sky Sports, które włączyło się do protestu (za: onet.pl):
„W trakcie jego trwania Sky Sports nie będzie publikować żadnych treści sportowych na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube, Snapchacie i TikToku. Działać będzie jedynie kanał TV oraz strona internetowa Sky. Podobnie funkcjonować będą talkSPORT i BT Sport”.
Skąd taki pomysł? Oto wyjaśnienie (za: eurosport.tvn24.pl):
„Protest w tej formie zainicjował trzy tygodnie temu klub Swansea City, który na tydzień wyłączył swoje profile w mediach społecznościowych po tym, jak obrażano na nich kilku piłkarzy. Tą samą drogą poszli zarządzający mediami społecznościowymi w Glasgow Rangers i Birmingham City. Teraz w protest zaangażował się cały brytyjski futbol, do którego dołączają kolejne organizacje sportowe i media”.
Do protestu przyłączyła się też UEFA, informując o tym w… mediach społecznościowych oczywiście, bo gdzież by miała poinformować, czyli na Twitterze:
„Celem bojkotu jest pokazanie solidarności w walce z nadużyciami w internecie”.
Trudno nie zgodzić się z przytoczonymi argumentami. Natomiast trudno się zgodzić, że problem dotyczy tylko mediów społecznościowych. Ma bowiem zdecydowanie szersze i głębsze tło. Łatwo wskazać dlaczego problem się pojawił. Bo pojawił się wraz z powstaniem internetu, medium zapewniającego więcej anonimowości niż wcześniej istniejące. Czyli w skrócie – można komuś przyłożyć, niekoniecznie ujawniając personalia.
Dzięki temu gorsza część ludzkiej natury może pohasać do woli po internecie wyżywając się na bliźnich bez zahamowań. I wcale nie są do tego potrzebne media społecznościowe. Jeśli ktoś zada sobie trud i pod wieloma tekstami przejrzy komentarze, czy wymianę zdań pomiędzy komentującymi, będzie przerażony. Tylko wtedy oczywiście, gdy zrobi to pierwszy raz. Bo chamstwo nie zna tam granic, a hamulców brak. A do wszystkiego pasuje słowo – klucz, czy raczej wytrych, czyli „hejt”.
Ale jest jeszcze drobiazg, mało niestety dostrzegalny. Po ostatnich mistrzostwach świata rozegranych przed trzema laty w Rosji prezes PZPN Zbigniew Boniek stwierdził (za: dziennik.pl):
„Hejt, który pojawił się po mistrzostwach świata, jest wynikiem tego, że my kochamy tylko zwycięzców, a nie patrzymy na sport obiektywnie. Przecież na mundialu nie tylko Polska nie wyszła z grupy, inni też, np. Niemcy, a niektóre mocne ekipy odpadły w kolejnej rundzie”.
Takie przedstawianie tematu byłoby, przynajmniej dla mnie, pewnym uproszczeniem. My nie tyle „kochamy tylko zwycięzców”, co tych zwycięzców kreujemy często wbrew zdrowemu rozsądkowi. Przecież przed wspomnianymi mistrzostwami media tak rozbujały atmosferę, że dwanaście procent moich rodaków twierdziło, że Polska będzie mistrzem świata!!! Kolejne dziewięć wierzyło w jej awans do finału.
Jak ktoś wmawia ludziom takie głupoty (jedziemy po medal), że zaczynają w nie wierzyć, gdy okazuje się, że rzeczywistość jest daleka od tej obiecywanej w mediach, próbują na kimś frustracje odreagować. I odreagowują, nie tylko w tym konkretnym przypadku.
Bo często najbardziej po głowie od różnych pomyleńców dostają ci, z których równie często, wbrew ich woli, zrobiono mistrzów, którymi nie są. I kilkudniowy bojkot mediów społecznościowych nie wystarczy, by tę chorą tendencję odwrócić. To praca na lata, a nie na zaledwie kilka dni.
▬ ▬ ● ▬