Prawdziwy talent zawsze się...

Fot. Trafnie.eu

Od początku sezonu w Ekstraklasie regularnie występują młodzieżowcy, otrzymujący z przydziału plac w wyjściowej jedenastce. Czy słusznie?

Przepis o konieczności gry w podstawowym składzie młodego zawodnika, zwanego młodzieżowcem, ciągle budzi emocje. I budził będzie, jak długo będzie obowiązywał. Zwolennicy i przeciwnicy jego wprowadzenia wyciągają więc argumenty na poparcie swoich racji.

Głos zabrał ten, który zabierać lubi najbardziej nawet na tematy, na które zabierać raczej nie powinien, czyli prezes PZPN Zbigniew Boniek. Akurat z tym tematem jest obeznany dobrze, bo przecież optował za wprowadzeniem przepisu. I znalazł argument mający świadczyć, że miał rację, pisząc na Twitterze:

„Bez obowiązku gry młodzieżowca, nie zobaczylibyśmy tej bramki”.

Chodziło o gola zdobytego dla Cracovii przez siedemnastoletniego Michała Rakoczego. Niestety trener krakowskiej drużyny Michał Probierz bezceremonialnie pozbawił argumentu pana prezesa (za: sport.tvp.pl):

„Jeśli ktoś jest dobry… To nie jest tak, że Rakoczy pojawił się teraz, bo nie mieliśmy alternatywy. Już dwa lata temu wszedł w meczu, a potem sytuację nieco skomplikował fakt, że juniorzy grali o mistrzostwo Polski. Gdyby nie to, dziś miałby na koncie o wiele więcej meczów”.

Czyli, przekładając na nasze, prawdziwy talent nie potrzebuje przepisu gwarantującego mu miejsce w wyjściowej jedenastce. Argument Probierza zdaje się potwierdzać inny młodzieżowiec Bartosz Bida (za: przegladsportowy.pl):

„Trener Jagiellonii Ireneusz Mamrot, choć nie należał do entuzjastów obowiązkowego posyłania do gry młodzieżowca, przytomnie zarządza podopiecznymi, którzy są na początku futbolowego szlaku. Najwięcej radości sprawia szkoleniowcowi 18-letni Bartosz Bida. Zagrał w siedmiu z dotychczasowych ośmiu spotkań i niemal pół tysiąca minut spędzonych na murawie wystarczyło do strzelenia dwóch goli i zademonstrowania potężnego zaangażowania”.

W jego przypadku chyba też łatwo obronić argument, że wybiega na boisko nie z racji jakiegoś przepisu, tylko głównie umiejętności, bo prawdziwy talent swoją grą zawsze się obroni.

Wracając do wpisu prezesa PZPN, można przekornie zapytać – ile więcej obejrzelibyśmy bramek, gdyby nie młodzieżowcy?! I na potwierdzenie sensowności pytania podać przykład Arki Gdynia, w której „żaden z młodzieżowców nie prezentuje się tak, jak życzyłby sobie sztab szkoleniowy”.

Przed początkiem sezonu trener Jacek Zieliński tłumaczył (za: przegladsportowy.pl):

„Mam plan, by obsadzić kilkoma takimi zawodnikami jedną pozycję. Chodzi o skrzydłowego. Jeżeli ma się młodzieżowców na różnych pozycjach, pojawiają się problemy z logistyką i robieniem zmian”.

Jego wypowiedź można odczytać jako próbę zminimalizowania destrukcyjnej roli „piątej kolumny” w drużynie, by narobiła jak najmniej szkód:

„Antonik, Młyński, Łoś i Stępień – te nazwiska wymieniał w lipcu Zieliński”.

Oto krótka analiza boiskowych dokonań jednego z czwórki, Kamila Antonika:

„Zaczął nieźle, w meczu pierwszej kolejki przeciwko Jagiellonii (0:3) był najlepszy w beznadziejnie grającej drużynie. Wygrywał pojedynki, trafił w poprzeczkę. W kolejnych meczach było już jednak tylko gorzej – nie radził sobie z rywalami, a w spotkaniach z Pogonią w Szczecinie (0:2) i z Lechem w Gdyni (0:0) dał się poznać jako zawodnik, który co prawda dochodzi do świetnych sytuacji, ale nie potrafi ich wykorzystać”.

Prezes Boniek na Twitterze z pewnością zajmować się nim nie będzie.

▬ ▬ ● ▬