Przedsmak prawdziwej Ligi Mistrzów

Dwie polskie drużyny rywalizowały w drugiej rundzie eliminacji europejskich pucharów. Choć właściwie można w przenośni powiedzieć, że nawet... trzy.

Jagiellonia Białystok pokonała na wyjeździe w eliminacjach do fazy grupowej Ligi Mistrzów litewską drużynę FK Panevėžys aż 4:0. Akurat często słyszana przyśpiewka polskich kibiców na meczach za granicą – „Gramy u siebie”, była w tym przypadku wyjątkowo adekwatna do tego, co działo się na stadionie. Dokładnie jego trybunach, które zalała żółto-czerwona powódź z Białegostoku. Miejscowi piłkarze raczej do takich realiów i atmosfery nie są przyzwyczajeni. Choć z pewnością nie był to jedyny powód wysokiej porażki, nazwanej w jednym z tytułów do relacji z meczu „miazgą”.

Wynik bardzo cieszy, bowiem, bez wdawania się w szczegóły, jeśli Jagiellonia utrzyma w rewanżu uzyskaną przewagę (czy ktoś wierzy, że nie utrzyma?) i awansuje, będzie miała zapewniony udział co najmniej w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Czyli właściwie już ma, co nie powinno usprawiedliwiać utraty kontaktu z rzeczywistością. A do takich wniosków dochodzę, czytając entuzjastyczne komentarze. Choćby ten tytuł (za: sport.pl):

„Mistrz Polski zachwycił w Lidze Mistrzów! Można przecierać oczy ze zdumienia. Brawo!”

I uzasadnienie:

„I o to chodzi! Nie wystarczy wylosować słabego rywala, trzeba jeszcze wykorzystać to na boisku. A Jagiellonia Białystok z FK Panevėžys zrobiła to doskonale. Bawiła się, ale nie zapomniała o ambicji. Grała z dojrzałością, ale nie brakowało jej fantazji. Nie minęło pół godziny, a Jesus Imaz już miał hat-tricka. Skończyło się zwycięstwem 4:0, które niemal zapewnia awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów”.

Pewnie, że nie wystarczy wylosować słabego rywala. Ale jak już się wylosuje i go ogra, nawet wysoko, warto nie podniecać się tym ponad miarę, by wystarczyło zdrowego rozsądku na ocenę gry w rywalem lepszym. Bo takim z pewnością będzie norweski FK Bodø/Glimt (w pierwszym meczu pokonał RFS Ryga aż 4:0). Jeśli Jagiellonia z nim wygra i uzyska kolejny awans, pochwały będą mile widziane.

A że w eliminacjach do Ligi Mistrzów grają jeszcze mocniejsi, można się było przekonać obserwując we wtorek kolejną „polską” drużynę, czyli Dynamo Kijów, które z konieczności mecze w roli gospodarza rozgrywa w tym sezonie w Lublinie. I pokonało niezwykle pewnie Partizan Belgrad aż 6:2. Nie napiszę, że można się było tym zwycięstwem zachwycać, bo dwie stracone bramki trochę dają do myślenia o grze obronnej Ukraińców.

Jednak można się było zachwycać przebiegiem gry, szczególnie gdy ktoś nie był zaangażowany emocjonalnie po stronie żadnej z drużyn. Z przyjemnością oglądało się szybkie tempo, aż osiem bramek i wiele ciekawych akcji. Dynamo zaimponowało szukaniem prostopadłych podań po ziemi, budując w ten sposób wiele akcji, a także wychodzeniem spod pressingu, często na granicy ryzyka, ale jednak niezwykle skutecznie. To był przedsmak poziomu prawdziwej Ligi Mistrzów, czyli jej fazy grupowej.

Na pewno nie zagra w niej Śląsk Wrocław, dla którego awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy (finał odbędzie się w maju we Wrocławiu!) byłby kosmicznym sukcesem. Zaczął w środę start w eliminacjach niestety od wyjazdowej porażki 0:1 z drużyną Riga FC. Jeśli komuś wydaje się, że rywale z Łotwy to przysłowiowe „ogórki”, najwyższa pora przestać myśleć stereotypami. Po pierwsze, przecież to Riga FC wyeliminowała przed kilkoma laty z pucharów Piasta Gliwice. Po drugie, klub z Rygi stać na transfery, których kwoty ciągle robią w Polsce wrażenie. Na przykład Chorwat Hrvoje Babec został przed dwoma laty kupiony z HNK Gorica za 1,60 miliona euro.

I chyba lepiej pisać „klub z Rygi” niż „Riga FC”. Bo to naprawdę międzynarodowe towarzystwo. W kadrze ma kilku doświadczonych zawodników. Kostarykańczyk Anthony Contreras niedawno wrócił z Copa America, a Ousseynou Niang (zdobył zwycięską bramkę) jest reprezentantem Senegalu do 23 lat.

Kto widział mecz zrozumie, że dla Śląska już zaczęły się schody w europejskich pucharach. Jednak na pewno odrobienie za tydzień we Wrocławiu strat z Rygi nie przekracza jego możliwości. Ale też na pewno nie będzie to takie proste jak się wydaje wielu myślących jeszcze stereotypami związanymi z łotewskim futbolem.

▬ ▬ ● ▬