Przekleństwo wielkich klubów

Fot. trafnie.eu

Sebastian Mrowca jest piłkarzem drużyny juniorów Bayernu Monachium. Marzy mu się, co zrozumiałe, awans do kadry seniorów. Nie chcę go dołować, ale…

Zawodnikiem najlepszego obecnie klubu w Europie był kiedyś Sławomir Wojciechowski. Za wiele jednak sobie nie pograł. Szanse na lepszy bilans miałby z pewnością Robert Lewandowski, ale jego agenci za dużo mówili gdzie będzie występował, zapominając, że ma ciągle ważny kontrakt z innym klubem. Do Monachium może więc prędko nie trafić, choć chciałby bardzo.

Jest tam już inny Polak, defensywny pomocnik Sebastian Mrowca. Urodził się w Niemczech, gdzie wyjechali rodzice. Na razie znają go tylko kibice, którzy nie pogardzą meczami reprezentacji Polski do lat 19 z jego udziałem. To także kapitan drużyny młodzieżowej Bayernu. Marzą mu się, co zrozumiałe, występy w drużynie seniorów sławnego klubu z Monachium. Tak o tym opowiedział „Super Expressowi”:

„Konkurencja jest ogromna, ale Bayern słynie z tego, że daje szansę młodym, zdolnym zawodnikom. Przykładów jest mnóstwo. Ja zasuwam na każdym treningu i jestem na dobrej drodze. Mam nadzieję, że w ciągu roku znajdę się w pierwszej drużynie”.

Szczerze mu tego życzę, jednak muszę podzielić się swoimi wątpliwościami. Zastanawiam się czy występy w młodzieżowych drużynach sławnego klubu stanowią nagrodę czy raczej karę? Bo takie kluby, zawsze walczące o najważniejsze trofea, nie mają czasu na dopieszczanie najzdolniejszych juniorów. Real jest chyba najlepszym przykładem. Wielu jego wychowanków musiało szukać szczęścia w innych drużynach. Dopiero gdy potwierdziło w nich swój talent, stając się pełnowartościowymi zawodnikami, dawny klub przypominał sobie o nich.    

Wbrew opinii Mrowcy w Bayernie bywa podobnie. W 2010 roku miałem okazję oglądać ciekawe spotkanie. Przed finałem Ligi Mistrzów, w którym w Madrycie walczył Inter Mediolan z Bayernem, zagrały drużyny juniorów (do lat 18) obu klubów. Włosi wygrali 2:0. Po przeczytaniu wywiadu z Mrowcą postanowiłem sprawdzić co stało się z osiemnastoma piłkarzami Bayernu, którzy znaleźli się w kadrze na ten mecz. Dziś większość z nich ma po 21 lat. Jeśli ktoś myśli o zrobieniu kariery w profesjonalnym futbolu, w tym wieku powinien przynajmniej regularnie występować w drużynie seniorów.

Niestety prawda jest brutalna. Z meczowej osiemnastki do kadry Bayernu przebił się tylko jeden zawodnik, Emre Can. W Madrycie przesiedział na ławce rezerwowych, ale był młodszy od kolegów o dwa lata. Już sama obecność w meczowym składzie dowodziła, że posiada ogromny talent. Potwierdził to w kolejnych latach. Choć ma tureckie korzenie, wybrał grę w reprezentacji Niemiec i zaliczał występy w kolejnych kategoriach wiekowych. Dziś jest w kadrze do lat 21. I, chyba ważniejsze, w szerokiej kadrze drużyny seniorów Bayernu. Ma dopiero 19 lat i rynkową wartość 1,5 miliona euro. W ostatnim sezonie zaliczył 4 mecze i 1 bramkę w Bundeslidze, ale dopiero wtedy, gdy jego klub był już pewny mistrzostwa. Przykład Cana dowodzi, że z kadry juniorów do drużyny seniorów w słynnych klubach mają się szansę przebić tylko nieliczni.

Należy jeszcze wspomnieć o Dejanie Janjatoviciu, który w zakończonym sezonie grał regularnie w ekstraklasie (32 mecze), ale w Szwajcarii, w drużynie FC St. Gallen  (zajęła trzecie miejsce).

Szesnastu pozostałych zawodników z meczu w 2010 roku stanowi dla tych dwóch wyłącznie tło. Czterech jest w drużynie rezerw Bayernu. Reszta występuje w trzeciej lidze lub różnych ligach regionalnych. 

Ciekawy jest przypadek kapitana drużyny sprzed trzech lat. Mino Kayser [to ten na trzecim i czwartym zdjęciu w galerii poniżej] zasługuje na uwagę już przez samo nazwisko (cesarz). Zamiast piłki wybrał naukę. Gdy miał szesnaście lat, po zakończeniu sezonu trener powiedział mu, że nie widzi go w kolejnym w drużynie do lat siedemnastu. To była bolesna lekcja dla młodego chłopaka. Zrozumiał, że piłka nie jest łatwym kawałkiem chleba. Ponieważ w szkole dobrze sobie radził, nigdy nie zaniedbywał nauki. W końcu zrozumiał, że studia mogą mu zapewnić pewniejszą przyszłość, niż bieganie po boisku. Otrzymał stypendium Northern Illinois University, wyjechał do Stanów Zjednoczonych, grał tam w lidze uczelnianej. Teraz studiuje w niemieckim Bayreuth, a w wolnych chwilach występuje w miejscowej drużynie SpVgg Bayreuth.

Gdy niedawno udzielił wywiadu, realnie ocenił swoje szanse w profesjonalnym futbolu, gdyby na niego postawił: „Pewnie grałbym gdzieś w drugiej albo trzeciej lidze”.

Z największym sentymentem wspomina mecz w Madrycie i towarzyszącą mu oprawę:

„Autokar eskortowany przez policję, stadion, kibice, transmisja telewizyjna na żywo, a na trybunach Luis Figo, Michel Platini, Paul Breitner. I ja wyprowadzający jako kapitan drużynę na murawę... Choć przegraliśmy mecz, ten wyjazd był po prostu niesamowity”. 

Cóż za paradoks. Mecz, który miał stanowić dopiero początek jego prawdziwej kariery, tak naprawdę stał się jej końcem! Profesjonalna piłka nie ma sentymentów.

Niech to będzie przestroga dla Mrowcy. Ale i zachęta. Chłopie, dalej „zasuwaj na każdym treningu” i nie trać wiary. To były tylko papierowe rozważania. Tak naprawdę wszystko w twoich nogach. I przede wszystkim głowie!   

 ▬ ▬ ● ▬

Galeria