Przepaść trochę mniejsza, ale...

Fot. Trafnie.eu

Europa dość szybko zweryfikowała potencjał polskiej piłki. Wystarczyły dwie rundy kwalifikacji, by połowa polskich drużyn pożegnała się z pucharami.

Czyli z grubsza bez zmian. Bo z grubsza wiadomo ile ta polska piłka jest warta. Niestety ciągle nie za wiele. Oczekiwanie, że wszystkie cztery drużyny awansują do trzeciej rundy kwalifikacyjnej, stanowiłoby oznakę rozpusty. Do tego byłaby potrzebna gra Śląska z Göteborgiem jak przed dwoma laty z Club Brugge.

Porównanie ładne, ale tylko w teorii. W praktyce moje pragnienia zostały brutalnie zweryfikowane przez Szwedów, którzy wygrali w czwartek 2:0. Wniosek – Śląsk przez ostatnie dwa lata kroku do przodu raczej nie zrobił, może najwyżej w bok, albo do tyłu.
Nie ukrywam, że liczyłem po cichu na awans trzech drużyn, dlatego rozczarowała mnie Jagiellonia. Chyba nie tylko mnie i nie tylko w rewanżowym meczu na Cyprze przegranym 0:1. Bo traci w tym sezonie takie bramki, że trzeba je nagrywać i pokazywać ku przestrodze. Mam na myśli nie tylko tę na stadionie w Nikozji, ale też kilka dni wcześniej w Kielcach w lidze.

Wiem, że 33 stopnie, jakie były w momencie rozpoczęcia meczu na Cyprze, to nie są dobre warunki do grania w piłkę. Ale, sorry, taki mamy klimat w tym miejscu Europy w tym czasie. Niestety, jak się chce awansować, to trzeba właśnie w takich warunkach. W Botoszani, gdzie grała Legia, było nawet o jeden stopień bardziej upalnie, a wynik zupełnie inny. A poza tym Omonia to nie jest drużyna rzucająca na kolana. Na pewno w zasięgu orłów Probierza. Jeśli coś ma się zmienić na lepsze w polskiej piłce, z takimi rywalami trzeba wygrywać. Bo jak nie z nimi, to z kim?

Przed tygodniem dostałem najnowszy raport o Ekstraklasie. Złota okładka na dziesięciolecie jej istnienia i bijący optymizm – śmiało idziemy do przodu. Gdyby tak zamknąć granicę, to po lekturze kolejnych raportów za kilka lat pewnie bym uwierzył, że Real z Barcelona zaczynają się bać Lecha i Legii. Granice otwarte, więc wystarczył tydzień, by złota okładka mocny wyblakła.

Konfrontacja z Europą kolejny raz okazała się wyjątkowo bolesna. Wystarczyła do tego przeciętna Omonia. Z IFK rywalizacja wydała się przegrana (niestety) już wcześniej na papierze, więc na cud w Szwecji nie liczyłem. I cud nie nastąpił.

Do trzeciej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej awansowała tylko Legia. To akurat nie zaskakuje. Już w pierwszym meczu w Warszawie FC Botosani trochę mnie rozczarowało, spodziewałem się silniejszej drużyny. Na dodatek kilka dni później Legia pokazała w lidze, że jeszcze nie jest z nią tak tragicznie, jak się mogło niektórym wydawać po meczu o Superpuchar. Dlatego pewne zwycięstwo 3:0 w Rumunii nie stanowiło niespodzianki.

No i jeszcze w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów został Lech, dwa razy ogrywając FK Sarajevo. Czyli z czterech polskich drużyn pozostały dwie. Przed trzecią rundą pytanie – czy znów odpadnie w niej połowa? Żeby odpowiedź była negatywna Lech z FC Basel powinien grać tak, jak przed kilkoma laty z Manchesterem City czy Juventusem. Bo Legia, miejmy nadzieję, z albańskim Kukës pewnie sobie poradzi.

Będzie jeszcze puenta. Tak w nawiązaniu do wspomnianego raportu, ale i do siły polskiej piłki weryfikowanej przez europejskie rozgrywki. Najbardziej mi się podobało związane z raportem stwierdzenie dokumentujące stały postęp Ekstraklasy, jak to szybko goni silniejsze ligi. Kiedyś ta holenderska miała od niej osiem razy większe przychody, teraz tylko pięć razy. Czyli wniosek (wyłącznie mój) – przepaść trochę mniejsza, ale i tak można sobie skręcić kark, gdy się w nią wpadnie. Patrz Liga Europejska...

▬ ▬ ● ▬