Przepłacani najemnicy w akcji

We wtorek i środę odbyły się pierwsze cztery mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Jeden zasłużył nawet na określenie „polski”, ale niestety raczej głównie w teorii.

Najważniejsze klubowe rozgrywki na świecie wróciły po zimowej przerwie. Mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów, jak w poprzednich latach, rozłożono na raty. W ten sposób można lepiej sprzedać telewizjom atrakcyjny towar.

Z pierwszych czterech największą uwagę skupiało oczywiście spotkanie pomiędzy Paris Saint-Germain i Realem Madryt. Gospodarze wygrali 1:0, strzelając bramkę dopiero w doliczonym czasie gry. Zdobył ją Kylian Mbappe, który pokazał w tym dniu jeszcze kilka innych zagrań i dryblingów godnych zapamiętania.

I on, i jego drużyna, zasłużyli na znacznie więcej niżby wskazywał wynik. Mieli jeszcze okazje do zdobycia kolejnych goli, a najlepszą, nie wykorzystując rzutu karnego, zmarnował sam Leo Messi.

Real wypadł blado na tle rywali, ciekawe jak wypadnie w rewanżu. Jeśli piłkarze z Paryża zagrają w marcu (rewanże dopiero za trzy tygodnie) w Madrycie na podobnym poziomie, nie powinni mieć problemów z awansem. Jeśli rzeczywiście tak zagrają, eliminując Real w teoretycznie najmocniejszej parze 1/8 finału, to jakby przyjęli… szczepionkę przypominającą, uodparniającą na kolejnych groźnych rywali na drodze po wymarzony puchar.

Dzień przed meczem w Paryżu trafiłem na tekst, który nabrał tragikomicznego wymiaru (za: wp.pl):

„To miało być kolejne wcielenie magicznego trio MSN z Barcelony, w którym miejsce Suareza zajął nie mniej zdolny Mbappe. Czas pokazał, że papier przyjmie wszystko, a na boisku widzimy regularne rozczarowania. Liga Mistrzów to dla PSG ostatnia szansa.

»Przepłaceni najemnicy« - to jeden z transparentów, który widniał na trybunach podczas ostatniego meczu ligowego Paris Saint-Germain.

Lista zarzutów kibiców pod adresem klubu jest jednak znacznie dłuższa, co zresztą widać było na kolejnych banerach.

»Nonszalanccy liderzy. Zawodnicy bez chęci. Koszulki bez naszych kolorów. Jedyny hat-trick PSG w tym roku« - grzmiał inny napis”.

Ciekawe jak teraz czują się kibice z Paryża oglądając powtórki zwycięskiej bramki zdobytej przez „przepłacanych najemników”? Najpierw zagranie piętą Neymara, a potem śmiała szarża Mbappe pomiędzy dwoma obrońcami zakończona przytomnym posłaniem piłki do siatki pod interweniującym bramkarzem.

A mówimy o drużynie, która jest też liderem francuskiej ekstraklasy z przewagą aż 13 punktów (!) nad Olympique Marsylia. Tylko pozazdrościć problemów. Kibice większości klubów chcieliby mieć właśnie takie.

A ja bym chciał, żeby w finale Paris Saint-Germain zagrał z Manchesterem City. Czyli żeby Puchar Mistrzów trafił do klubu, który nie ma go jeszcze w kolekcji. Drużyna Pepa Guardioli zmiażdżyła w Lizbonie Sporting, wygrywając aż 5:0. Różnica klas, więc nie ma sensu się dalej rozwodzić nad tym meczem.

Nad kolejny też za bardzo nie ma. Liverpool pokonał w Mediolanie Inter 2:0. Gdy na tym samym stadionie w fazie grupowej Ligi Mistrzów zlał w grudniu Milan, był ulubieńcem kibiców drugiego klubu w mieście. W środowy wieczór już niekoniecznie. I za trzy tygodnie też takim nie będzie, bo nie wierzę, by Inter był w stanie wygrać w Anglii różnicą trzech bramek, czy nawet dwóch licząc potem na szczęście karne.

I na koniec polski mecz w tej rundzie, czyli starcie RB Salzburg z Bayernem Monachium. Niestety głównie w teorii. Dla Roberta Lewandowskiego, zupełnie odciętego od podań, miał wyłącznie znaczenie statystyczne, jako kolejny w karierze, bo jak to się mówi po piłkarsku, nie miał nawet z czego uderzyć, więc tym razem nie uderzał. Dla Kamila Piątkowskiego nie miał nawet wymiaru statystycznego, bo nie podniósł się z ławki rezerwowych Salzburga. A mecz zakończył się remisem 1:1.

▬ ▬ ● ▬