Przestroga dla cudownych dzieci

Fot. Ekstraklasa S.A.

Właśnie się dowiedziałem, że Robert Lewandowski ma już następcę. Nie wiem jednak, czy o tym wie. Nie tylko Lewandowski, ale i jego następca.

Uświadomiłem sobie już jakiś czas temu, że codziennie czytam o czymś absolutnie wyjątkowym. Codziennie wiele rzeczy jest genialnych, fantastycznych, ale też kompromitujących i tragicznych. Każdego dnia coraz więcej. Właściwie to już chyba nic nie jest normalne. Dlatego zacząłem się zastanawiać, czy w piłce są jeszcze normalne zwycięstwa i normalne porażki?

Podczas weekendu okazało się na przykład, że Barcelona się skompromitowała. Zacząłem przekładać w głowie ostatnie słowo na konkretny wynik. Ile mogła przegrać? Czy dla Barcelony kompromitacja to 0:4, 0:3 czy już 0:2? Okazało się, że przegrała na wyjeździe w lidze jedną bramką, 1:2. Oczywiście porażka Barcelony była niespodzianką. Deportivo La Coruna to w tej chwili nie żaden gigant hiszpańskiego futbolu, ale skoro gra w jednej z najsilniejszych lig na świecie, nie może być zgrają nieudaczników. Czy każda przegrana faworyzowanej drużyny musi być od razu kompromitacją? Szczególnie kilka dni po innym meczu, który wyssał z jej piłkarzy prawie wszystkie soki...

Podobnego ekstremalnego wymiaru nabierają ostatnio informacje poświęcone jednemu młodemu piłkarzowi. Co prawda nikt jeszcze nie nazwał go geniuszem, ale czuję, że jest już blisko. Nazywa się Dawid Kownacki. To „cudowne dziecko polskiej piłki”, następca Lewandowskiego. Inne zachwyty już pominę.

Czego takiego dokonał Kownacki? No właśnie jeszcze niczego specjalnego nie dokonał, choć w 2017 roku spisuje się w lidze naprawdę dobrze. W lutym strzelił cztery gole w trzech meczach. Wybrano go piłkarzem miesiąca w Ekstraklasie. Na jesieni miał też udane mecze towarzyskie w kadrze młodzieżowej. Jako nastolatek zaliczył już w lidze 22 trafienia. Dawno nie było równie skutecznego młodego grajka. Czy tyle wystarczy, by nazywać go cudownym dzieckiem?

Oczywiście napisać można wszystko. I oczywiście przemilczeć też można wszystko. Wszystko, co się chce. Ja pamiętam wywiad z Kownackim z listopada ubiegłego roku, w którym przyznał do bólu szczerze, że mu „odbiła sodówa”. Było to w okresie wychodzenia z dołka w jego karierze, a może raczej wielkiego doła.

Teraz będą dwa cytaty. Pierwszy (za: wp.pl):

„Rok temu nawet bym sobie tego nie wyśnił. To był dla mnie szalony sezon. Nie przypuszczałem, że aż tyle uda mi się wygrać. Przed startem sezonu chciałem tylko grać coraz więcej i zbierać doświadczenie. Tymczasem sezon rozwinął się wspaniale”.

Ponieważ coraz częściej zaczyna się mówić, że Kownacki za chwilę odleci na Zachód (sam przyznał, że wcześniej chciał go Bayern i Liverpool), cytat drugi z tego samego źródła:

„Nie wszystko zależy tylko ode mnie. W trakcie sezonu nie chciałem myśleć o transferach. Skupiałem się na tym, żeby zrobić coś fajnego (...). Teraz najbliższe dni też będą spokojne i nie będę myślał o transferze, ale ten temat będzie się przewijał. Czeka nas burza mózgów: mnie, mojego tatę i bliskich, z których zdaniem się liczę”.

A teraz będzie niespodzianka. Otóż obie wypowiedzi pochodzące z maja ubiegłego roku dotyczą… Bartosza Kapustki. Świadomie dopuściłem się kontrolowanego oszustwa (lecz tylko na moment!), by pokazać, że wszystko już było, całkiem niedawno. Co powiedział jeden, prawie bez poprawek można przypisać drugiemu. Bo w ubiegłym roku też zachwycano się cudownym dzieckiem polskiej piłki, które miało za moment podbić świat. Jak się skończyło, wszyscy wiedzą.

Cała nadzieja w Kownackim, że mu drugi raz nie odbije, w co mocno wierzę. Niech spokojnie gra w piłkę, bo sporo jeszcze musi się nauczyć. I niech się dobrze zastanowi nad zmianą klubu. Takie „cudowne dzieci” jak on w zachodnich klubach nie robią na nikim wrażenia.

▬ ▬ ● ▬