Przewidziałem, ale...

Pavol Staňo nie jest już trenerem Wisły Płock. Żadna sensacja. Zwalnianie trenera nie budzi najmniejszego zdziwienia, nawet na dwie kolejki przed końcem sezonu.

Po co więc o tym piszę? By pewną klamrą zamknąć temat, który rozpocząłem w ubiegłym roku. Może niewielu już pamięta, że Wisła, jedna z drużyn ciągle zagrożona spadkiem z ligi, na początku sezonu była jej rewelacją. Po czterech meczach liderowała tabeli z kompletem punktów i bilansem bramkowym 14:2. Wszyscy zastanawiali się nad fenomenem tak skutecznie grającej drużyny. Znalazłem wtedy następujące uzasadnienie, przypominając deklarację trenera Staňo:

„Gdy obejmował posadę w Płocku od razu złożył jednoznaczne deklaracje, że u niego zawodnicy będą ciężko pracować. Niby nic nadzwyczajnego, jednak w podtekście dało się wyczuć, że będą musieli się przyzwyczaić do zajęć o zdecydowanie większej intensywności, niż u jego poprzedników.

Nie były to tylko słowa. Z obozu Wisły dobiegały mniej lub bardziej oficjalne pomruki niezadowolenia niektórych zawodników dotyczące pracy na treningach. Ale efekt jest taki, że jego drużyna przebiega w sumie kilka kilometrów więcej podczas ligowego meczu od rywali. Samym bieganiem oczywiście zwycięstw się nie odnosi, ale bazując na takim przygotowaniu można uzyskiwać całkiem solidne wyniki. Przynajmniej w polskiej lidze. Staňo, ze swoją prostą filozofią ciężkiej pracy, na razie triumfuje”.

Zwracam uwagę na sformułowanie „na razie”. Niestety dla Wisły prorocze, bo uzyskiwane wyniki okazały się zdecydowanie ponad stan drużyny, której słowacki trener zaordynował zwiększoną intensywność zajęć. Już wtedy pytałem: „Czy to kandydat do... spadku w przyszłym sezonie?” I tu się pomyliłem, o cały sezon, bo jest ciągle kandydatem do spadku już w tym właśnie się kończącym. Choć na swoje usprawiedliwienie zacytuję jeszcze fragment, w którym pojawia się uzasadnienie takiej kalkulacji dotyczące naprawdę frapującego zagadnienia:

„Często się bowiem zdarza, że drużyna, teoretycznie bez wielkiego potencjału, niespodziewanie spisująca się znacznie lepiej niż oczekiwano w danym sezonie, w następnym zaczyna mocno dołować.

Ostatni przykład - Warta Poznań. Świeżo po awansie do Ekstraklasy w 2020 roku stała się rewelacją rozgrywek do ostatniej kolejki walczącą o miejsce w europejskich pucharach. W poprzednim sezonie nastąpiło silne tąpnięcie i, na szczęście udane, ratowanie przed spadkiem. Dlatego gdy na jesieni 2021 roku wszyscy wychwalali pod niebiosa Radomiaka, zacząłem się zastanawiać – kandydat to spadku w kolejnym sezonie? Turbulencje w Radomiu zaczęły się już na wiosnę…

Dlatego ze spokojem śledzę losy Wisły i sam jestem ciekawy jej dalszych wyników”.

Teraz ze spokojem mogę na swoje usprawiedliwienie tylko dodać, że teza prawie sprzed roku generalnie okazała się słuszna, choć tempo realizacji scenariusza szybsze niż przypuszczałem. Zbliżone bardziej do historii Radomiaka niż Warty.

PS: Wisłę w dwóch ostatnich meczach sezonu będzie ratował przed spadkiem Marek Saganowski, który na trenerskim stołku w Płocku zastąpił Staňo.

▬ ▬ ● ▬