Przymusowe lądowanie

Fot. Mateusz Kostrzewa - legia.com

Legia przegrała w Lokeren pierwszy w tym sezonie mecz w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Pod pewnym względem to nawet... korzystny wynik.

Na mecz poleciał prezes Legii Bogusław Leśnodorski. Przeczytałem, że podobno miał jakiś czas „szlaban” na wyjazdy, bo swoją obecnością przynosił drużynie pecha. Jego obecność na meczach, fartowna lub nie, jest drobiazgiem w porównaniu z tym, co nawywijał podczas swojej prezesury. Gdyby nie pogonił z klubu osoby znającej się na rzeczy, Legia nie zostałaby pogoniona z Ligi Mistrzów.

Najnowszy kwiatek to list wysyłany do klubów europejskich w sprawie przehandlowania Żyry, właśnie ujawniony przez „Piłkę Nożną”. Jeśli jest prawdziwy, a na razie nic nie słychać, żeby nie był, można go skomentować jednym słowem - żenada. Wychwalanie Żyry potencjalnym nabywcom piłkarza jako nowego grajka klasy Lewandowskiego należy uznać za szczyt roztargnienia.

Tak na trzeźwy rozum – jaki jest sens zachwalania kogokolwiek w ten sposób? Czołowe kluby europejskie mają w swoich bazach danych wszystkich zawodników godnych uwagi już od wieku juniora. Doskonale wiedzą kto ile jest wart. Rolą agentów piłkarzy jest najwyżej lobbowanie na korzyść ich klienta u potencjalnych nabywców. Tak w dużym skrócie ten biznes działa.

Legia ma jednak inny pomysł na prowadzenie działalności. I w sposobie zgłaszania zawodników do rozgrywek, i w handlowaniu piłkarzami. Specjalizuje się w pisaniu listów. Najpierw latem do Celtiku, teraz w sprawie Żyry. Ze skutkiem raczej zawsze takim samym.

Wygląda na to, że sam zainteresowany ma więcej zdrowego rozsądku niż jego pracodawcy. Tak odniósł się do swojej wyceny, podobno pięć milionów euro (za przegladsportowy.pl):

„Piłkarz jest wart tyle, ile ktoś za niego zapłaci. Schlebiałoby mi, gdybym odszedł za takie pieniądze”.

Gdy Legia po czterech zwycięstwach w czterech kolejkach Ligi Europejskiej zapewniła sobie awans do fazy pucharowej rozgrywek jej kibice odśpiewali:

„Puchar jest nasz, puchar do nas należy”.

Piłkarze jeszcze przed pierwszym meczem zaczęli rozpowiadać, że celem drużyny jest finał zaplanowany w maju w Warszawie na Stadionie Narodowym. Niektórzy nawet w to uwierzyli. Na szczęście nie było wśród nich trenera Henninga Berga.

Po porażce w Lokeren może przyjdzie otrzeźwienie. Zamieszanie z Żyrą pokazuje, że w klubie nie mają raczej złudzeń jaką siłę prezentuje Legia w europejskim futbolu. Bo gdyby naprawdę chciała walczyć o srebrny Puchar UEFA, zastanawiałaby się kogo jeszcze kupić i się wzmocnić zimą, a nie kogo sprzedać.

Dlatego porażka w Lokeren ma tę zaletę, że po kilku miesiącach bujania w obłokach nastąpiło przymusowe lądowanie. Że użyję jednego z ulubionych powiedzeń piłkarzy – już nie mogę się doczekać na ostatni mecz grupowy z Trabzonsporem w Warszawie w połowie grudnia. To najsilniejszy z trzech rywali. Legia będzie walczyła o pierwsze miejsce w grupie, by trafić później na łatwiejszego (teoretycznie) rywala w rundzie pucharowej w lutym. Wprost wymarzony sprawdzian przed poważną rywalizacją na wiosnę. I, fartowna – niefartowna, obecność prezesa na trybunach nic w tym względzie nie zmieni.

▬ ▬ ● ▬