Pyskacz w końcu się doigrał

Fot. trafnie.eu

Bundesliga da się lubić. Nie tylko dlatego, że ma największą frekwencję w Europie i dwie drużyny w półfinale Ligi Mistrzów. Naprawdę trudno się nią znudzić.

Nie wiem czy zgodzi się ze mną Eugen Polanski. W ostatniej kolejce on akurat trochę się nudził, bo wyleciał z boiska już w 23 minucie za faul w polu karnym na Stefanie Kiesslingu z Bayeru. Jego Hoffenheim przegrał w Leverkusen aż 0:5. Co miał do powiedzenia trener Polaka? 

„Na pewno w tym meczu dużo się nauczyliśmy” – stwierdził niejaki Markus Gisdol. Ciekawe czego? Hoffenheim gra w obecnym sezonie cieniutko, jest w strefie spadkowej. Dlatego Gisdol zajął miejsce na trenerskim stołku w trybie awaryjnym na początku kwietnia. Ponieważ ma dopiero trzy mecze na koncie i pierwszą (do tego tak dotkliwą) porażkę, warto mu otworzyć oczy. Praca trenera nie polega na tym, by się uczyć, gdy dostaje się tęgie baty. Trzeba samemu być nauczycielem, sprawiając lanie innym. Jeśli pan Gisdol tego nie zrozumie, może nie dotrwać nawet do końca sezonu.

Teraz historyczny mecz, bo pierwsze debry w Bundeslidze na stadionie miejskim w Norymberdze. 1. FC Nürnberg przegrał z ostatnim w tabeli Greuther Fürth 0:1. Głos zabrał bramkarz gospodarzy Raphael Schäfer: „W przyszłym sezonie nadal będziemy grali w Bundeslidze, a oni w drugiej lidze. Derby niczego tu nie zmienią” – zawyrokował.

Już zmieniły. Udowodniły, że Schäfer nie umie przegrać jak facet z jajami.

W drugiej Bundeslidze za bardzo nie potrafi też przegrywać nasz były selekcjoner. Jego Jahn Ratyzbona jest już praktycznie zdegradowany, a pan Franciszek wyraźnie zaskoczony. Czym? Ma w drużynie tylko dwóch doświadczonych zawodników. Reszta to młodziaki, które nie nadają się do gry na tym poziomie. Jak obejmował Jahn o tym nie wiedział? No nie wiedział! A wiedział chociaż, w której lidze ma się utrzymać?

I na deser, ale niezwykle obfity, został prezes Bayernu Uli Hoeness. Zawsze lubił coś napyskować na lewo i prawo. Teraz milczy, a mediów unika jak ognia. Pouczał innych, pouczyli i jego. Okazało się, że jest podatkowym oszustem. Przez przypadek zapomniał poinformować fiskusa o swoim koncie w Szwajcarii ze skromnymi kilkoma milionami. Trafił nawet na chwilę za kratki, ale po wpłaceniu gigantycznej kaucji pięciu milionów euro wyszedł na wolność. 

W tym kontekście pikantnego wymiaru nabierają jego wcześniejsze wypowiedzi. Choćby ta sprzed tygodnia, że UEFA powinna wyrzucić z Ligi Mistrzów zadłużone kluby wspierane przez hojnych właścicieli. Powołał się na… finansowe fair play.  

Jeszcze ciekawiej brzmi wypowiedź sprzed pięciu lat o Romanie Abramowiczu, którego nazwał mafiosem i oskarżył o zawyżanie cen benzyny na rynku. Strofujący cały świat Uli dał wczoraj kolejny dowód swoich zasad fair play. Dzień przed meczem Borussii Dortmund z Realem Madryt kierowany przez niego klub z Monachium puścił informację, że dogadał się z Mario Götze, gwiazdą najgroźniejszego rywala w Bundeslidze. Na ostatni trening w Dortmundzie przed półfinałem Ligi Mistrzów trzeba było wzywać policję, by kibice nie zlinczowali chłopaka. Taka przypadkowa zbieżność wydarzeń…

Z pewnością wczorajszy pogrom Barcelony 4:0 w wykonaniu Bayernu poprawił nieco humor Hoenessowi. Choć nie sądzę, by na długo. Jeśli zarzuty się potwierdzą, a potwierdzą się na pewno, wyleci z prędkością światła z fotela prezesa klubu.  

▬ ▬ ● ▬