Pytania, pytania, pytania...

Po ostatniej kolejce ligowej najwięcej mówi się o dwóch trenerach. Wydaje się, że różni ich niemal wszystko, a przecież jeszcze niedawno pracowali razem.

Wisła Płock ograła Jagiellonię Białystok 3:1 i po raz pierwszy w historii została liderem Ekstraklasy. To było jej szóste kolejne zwycięstwo w lidze, co jest klubowym rekordem. Ciekawe, że wspomniana seria zaczęła się po straszliwym laniu, jakie dostała w Lubinie przegrywając 0:5 z Zagłębiem. A jeszcze ciekawsze, że drużynę potrafił tak odmienić po klęsce trener, który nie ma praktycznie żadnego doświadczenia w samodzielnej pracy szkoleniowej.

Nazywa się Radosław Sobolewski i stał się już bez wątpienia bohaterem rundy jesiennej w polskiej piłce. Przez kilka ostatnich dni naczytałem i nasłuchałem się tylu komplementów na jego temat, że gdyby uwierzyć we wszystkie, należałoby natychmiast zadać pytanie – dlaczego jeszcze pracuje w Płocku, a nie w jakimś klubie Premier League czy Primera Division?

Można zadać kilka kolejnych pytań – skoro Sobolewski potrafił w tak krótkim czasie tak diametralnie odmienić drużynę, dlaczego jego nieprzeciętnych możliwości nikt nie zauważył wcześniej, dlaczego nikt mu dotąd nie chciał dać samodzielnej roboty w jakimś polskim klubie?

Zanim został trenerem Wisły Płock był asystentem Macieja Stolarczyka w Wiśle Kraków. W tym samym czasie, gdy sam święci triumfy, jego niedawny współpracownik znalazł się na dnie. Bo jak inaczej nazwać porażkę z Legią w Warszawie aż 0:7? Dla Wisły, tej z Krakowa, była to piąta porażka z rzędu, a fatalną serię rozpoczęła od przegranej w Płocku z Wisłą!

Czyli były podwładny rozpoczął wspaniałą serię od ogrania byłego szefa. Bardzo smakowita puenta nadająca się idealnie do rozwinięcia w mediach. A może warto pokusić się o głębszy wniosek? Może o wartości tego, który odszedł, świadczą wyniki drużyny osiągane wtedy, gdy już go zabrakło?

Sobolewski jest typowym człowiekiem drugiego planu. Przez wiele lat w ogóle nie udzielał wywiadów, nie pchał się na afisz, z definicji pozostawał w cieniu, co zupełnie mu nie przeszkadzało. Często wpływ takich ludzi na osiągane rezultaty jest niemal niezauważalny, szczególnie dla kogoś patrzącego z boku, spoza klubu, w którym pracuje.

Czy jego wpływ był tak znaczący na zespół ze względu na autorytet jaki miał wśród zawodników? Czy ten wpływ zauważalny jest niezwykle boleśnie dopiero teraz, gdy Stolarczyk bez wsparcia już tak dobrze sobie nie radzi? Czy z Sobolewskim na trenerskiej ławce Wisła Kraków nie zanotowałaby tak fatalnej serii porażek?

Wnioski mogą wydawać się logiczne, nawet bardzo. Wolę jednak być ostrożny w wyciąganiu zbyt szybko, a do tego zbyt jednoznacznych wniosków. Bo co będzie, jeśli za chwilę Wisła Kraków zacznie wygrywać, gdy do gry wrócą kontuzjowani zawodnicy z Jakubem Błaszczykowskim na czele? Czy Stolarczyk nie udowodnił w poprzednim sezonie, choć jeszcze na spółkę z Sobolewskim, że potrafi sobie radzić w naprawdę ekstremalnych warunkach, gdy klub był na krawędzi bankructwa?

A co będzie, gdy Wisła Płock za chwilę zacznie przegrywać? I to nie jeden mecz, ale nawet kilka? Czy szybko się nie okaże, że Sobolewski nie jest jednak trenerskim geniuszem, za jakiego go uważano? Dajmy czas obu dalej pracować. Na wyciąganie wniosku zawsze będzie czas. A w piłce na pewno łatwiej to zrobić w dłuższym okresie.

▬ ▬ ● ▬