Reformatorzy powinni być szczęśliwi

Fot. Trafnie.eu

Wtorek nie był dobrym dniem dla polskiej piłki. Związane z nią informacje można podzielić na dwie grupy – złe i jeszcze gorsze.

Właśnie tego dnia odbyła się, zgodnie z planem, połowa kolejki ligowej. I to jest zła wiadomość, bo moim zdaniem nie miała prawa się odbyć. W Warszawie grał lider z wiceliderem. Czy porażka Legii z Jagiellonią 0:2 może mieć decydujący wpływ na tytuł mistrza Polski? O tym dowiemy się najpewniej w maju.

Ale już dziś wiadomo, że mecz tej rangi rozgrywany w temperaturze minus 11 stopni Celsjusza (temperatura odczuwalna – minus 19 stopni!!!) to jakiś żart, raczej ponury. Jaki jest sens biegania za piłką w takich warunkach? A jaka przyjemność z oglądania go na trybunach, gdy ktoś jednak wybrał się na stadion?

Oczywiście można powiedzieć, że się czepiam, że szukam dziury w całym, bo przecież w innych krajach też grają w piłkę. Ja tylko staram się logicznie myśleć. Dlatego zacytuję logiczną wypowiedź trenera Wisły Kraków Joana Carrillo przed środowym meczem jego drużyny z Koroną Kielce:

„To oczywiste, że warunki pogodowe wpłyną na obraz tego spotkania. Nie jestem osobą decyzyjną, ale myślę, że rozgrywanie meczu przy takiej pogodzie niekoniecznie jest najlepszym rozwiązaniem dla zawodników i kibiców, którzy przyjdą na stadion. Oni także bardzo odczują tę temperaturę. Te warunki na pewno nie wpłyną pozytywnie na jakość widowiska. Planowe rozegranie meczu nie zaburzy jedynie kalendarza rozgrywek. Jeśli mamy grać, to wyjdziemy na boisko. Są to jednak warunki ekstremalne, ale myślę, że osoby decyzyjne zdają sobie sprawę z konsekwencji rozgrywania meczów w takich warunkach”.

Nie byłbym tego taki pewny, bo przecież „osoby decyzyjne” same grać nie muszą. Co ich więc obchodzi reakcja organizmu przy maksymalnym wysiłku fizycznym w temperaturze poniżej minus dziesięciu stopni?

Może reformatorzy ligowi zastanowią się dlaczego na przykład w Czechach zaplanowano na luty tylko dwie kolejki ligowe zamiast czterech jak w Polsce? A w lutym to czeska drużyna Victoria Pilzno zdążyła jeszcze awansować do 1/8 finału Ligi Europejskiej. Przecież w tym brak logiki. To nasze zespoły miały gonić Europę grając od kilku lat więcej, dzięki śmiesznemu systemowi ESA37.

Gdy już jesteśmy przy europejskich pucharach, pora na informację z gatunku jeszcze gorszych. Otóż we wtorek UEFA potwierdziła oficjalnie to, o czym mówiono od dawna, czyli nowych zasad kwalifikacji do Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej od przyszłego sezonu. Szczególnie bolesne mogą się okazać zmiany w tych pierwszych rozgrywkach.

UEFA przyznała więcej miejsc drużynom z najsilniejszych lig. Te z Hiszpanii, Niemiec, Anglii i Włoch dostały po cztery bez konieczności gry w kwalifikacjach. I tu zaczyna się dramat przyszłego mistrza Polski. Bo w kwalifikacjach awans wywalczy zaledwie sześć drużyn. Czyli będzie o niego szalenie trudno, a nasz mistrz, jeśli o nim marzy, musi przejść aż przez cztery rundy. W przyszłym sezonie tą pierwszą zaplanowano już na początku lipca, jeszcze przed końcem finałów mistrzostw świata i przed startem Ekstraklasy.

Przynajmniej polscy ligowi reformatorzy powinni być szczęśliwi, bo piłkarze z czołowych klubów Ekstraklasy będą grali niemal na okrągło.

▬ ▬ ● ▬