2015-10-11
Rozbudowane ego
Po czwartkowym meczu w Glasgow niespodziewanym bohaterem mediów stał się były piłkarz, który na Hampden Park wystąpił w zupełnie nietypowej roli.
W szkockim wydaniu brukowca „The Sun” pojawiła się informacja, że podczas spotkania z Polską na stadionie doszło do incydentu. Dariusz Dziekanowski, ekspert stacji Polsat, uderzył jej dziennikarza Bożydara Iwanowa. Zakładam, że informacja jest prawdziwa, choć takiej pewności nie mam. Brukowce lubią podkoloryzować rzeczywistość, ale nie sądzę, by ten zdecydował się aż na takie przegięcie, nie mając pewności, że do czegoś doszło. „The Sun” powołuje się zresztą na konkretnego informatora, choć bez podania jego personaliów.
Od razu przypomniał mi się program w Polsacie przed kilkoma miesiącami. Uczestniczyli w nim wyżej wymienieni w głównych rolach. Były piłkarz wystąpił tym razem nie tylko jako ekspert, ale też zaproszony gość. Omawiano bowiem jego świeżo wydaną autobiografię. Omawiano z wielkim zadęciem. Gdyby wierzyć we wszystko, co wtedy mówiono, Dziekanowski był w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku jednym z najlepszych zawodników w Europie. Odnosił same sukcesy, grał wręcz genialnie.
Książki nie czytałem, więc nie mam zdania na jej temat. Czytałem tylko opinie w internecie. Oględnie mówiąc, nie są tak entuzjastyczne, jak wygłaszane we wspomnianym programie. Czyli stacja zrobiła swojemu ekspertowi wielką reklamę za darmo. A on pięknie odwdzięczył się jej, a szczególnie temu, który najbardziej przyłożył rękę do owej promocji.
Iwanow miał w maju prowadzić imprezę w związku z wydaniem nowej biografii Jerzego Dudka. Dziennikarz Polsatu wyraził zainteresowanie tematem. Wydawca książki dogadywał z nim szczegóły kontraktu. Niestety ten w ostatniej chwili się wypiął. Dzień przed planowaną imprezą przestał odbierać telefon. Czyli zostawił wydawcę na lodzie, więc ten błyskawicznie musiał szukać wariantu zastępczego. Nikt jednak z tego powodu nie próbował Iwanowa bić. I nigdy nie będzie próbował na pewno. Nie ten poziom kultury rozwiązywania problemów. Żeby nie było wątpliwości – prowadzący promocję nie uczestniczyłby w niej po przyjacielsku, tylko za odpowiednim wynagrodzeniem.
Przy okazji przypomniała mi się historia innego dziennikarza, który wielbił na łamach swojej gazety Zbigniewa Bońka. Ten podczas jednego spotkania w szerszym gronie zaczął sobie z niego dość mocno pokpiwać. I nagle gazeta zmieniła front o sto osiemdziesiąt stopni, ostro traktując prezesa PZPN.
Dochodzę więc do bardziej ogólnego wniosku. Niektórzy mają tak rozbudowane ego, że nie szanują tych, okazujących im za dużo szacunku.
▬ ▬ ● ▬