Rozmówcy niebanalni

Fot. Trafnie.eu

Rzadko się zdarza, by po tylu latach czytania i pisania o piłce ktoś był jeszcze w stanie mnie zaskoczyć. Ale na szczęście czasami jednak się zdarza.

Właśnie przeczytałem wywiad z jednym z tych, który u mnie jest na najwyższej półce. Arkadiusz Głowacki to już jeden z ligowych seniorów. Pamiętam jak przed laty miałem okazję go przepytywać po jednym z meczów Wisły. Nie pamiętam z kim grała, nie pamiętam dokładnie co mówił. Pamiętam jednak, jak na moje pytania odpowiadał.

Wisła dała wtedy ciała, Głowacki miał też coś na sumieniu. Pytania nie były więc ani miłe, ani łatwe. On jednak karnie odpowiadał bez kwękania i obrażania się na cały świat, w tym przede wszystkim na mnie. Od tamtej pory patrzę na niego z sympatią, bez względu, jak wypada na boisku. Bo wiem, że to na pewno nie jest banalny rozmówca.

Potwierdzenie tej tezy znalazłem w tekście jemu poświęconym. Oto jak można ciekawie odpowiedzieć na z pozoru sztampowe pytanie dotyczące zmarnowanych talentów (za: przegladsportowy.pl):

„Patrząc na młodych zawodników, często mówimy „O, ten to ma talent”, bo w wieku 17–18 lat jest szybki i dobrze drybluje. A potem okazuje się, że nic z tego nie wyszło. Być może jest tak, że talent to przede wszystkim zbiór cech mentalnych – gdzie wyznaczam sobie cel, jak wielka jest moja determinacja, ile jestem w stanie poświęcić? To dużo ważniejsze od tego, jak dobrze dryblujesz, gdy jesteś nastolatkiem. Przykłady? Jest ich mnóstwo, a wystarczy, że przytoczę Michała Pazdana czy Kamila Glika. To właśnie charakter zaprowadził ich tam, gdzie są. Często pierwsza profesjonalna umowa traktowana jest przez młodych zawodników jak spełnienie marzeń, jakby złapali pana Boga za nogi. A tak naprawdę ten kontrakt jest po to, by dać im warunki do dalszego rozwoju. Te pieniądze należy zainwestować w siebie, choćby w trenera mentalnego czy dodatkowego trenera przygotowania fizycznego”.

Z obrońcą Arki Gdynia Adamem Marciniakiem nie miałem nigdy okazji rozmawiać. Ale chyba muszę pomóc szczęściu. Czytając z nim wywiad już wiem, że to również niebanalny rozmówca. Zamiast opowiadać bajki, że gra w piłkę jest spełnieniem jego marzeń, mówi szczerze do bólu (za: przegladsportowy.pl):

„Bez futbolu byłoby mi trudno, ale dałbym radę funkcjonować. A bez żony i dzieci raczej nie grałbym dziś w piłkę. Nie chciałoby mi się. Po to odmawiam sobie wielu rzeczy, zdrowo się odżywiam, narażam się na wyzwiska z trybun, by zapewnić rodzinie jak najlepszy byt. Gdyby ich nie było, nie miałbym takiej motywacji, na pewno nie grałbym na poziomie ekstraklasy, może w ogóle nie grałbym w piłkę? Wyjechał na Zachód, pracował w restauracji jako kelner. Albo strażak, bo lubię ogień. Dlatego właśnie stwierdzenia „mąż” i „ojciec” są dla mnie ważniejsze niż piłka nożna”.

I jeszcze fragment o spałowaniu go przez policję. Nie próbował ściemniać i robić z siebie anioła. Zamiast jadu, inwektyw czy chęci odwetu, opowiedział o zdarzeniu tak:

„To były moje urodziny, normalna impreza, dzieci spały w pokoju obok. Odpowiadałem za rozlewanie alkoholu, sam prawie nie piłem. Goście wychodzili do ogródka zapalić, wtedy robiło się głośno. Przyjechała policja, gość w mundurze zaczął do mnie krzyczeć, kim ja jestem. Był dość agresywny. Wyszedłem, powiedziałem: „Słuchaj kolego, mówisz do mnie na ty, choć się nie znamy. Za chwilę zamknę drzwi i zakończymy tę rozmowę”. W tym momencie, tak jak stałem w skarpetkach, zabrali mnie do radiowozu i odjechaliśmy do izby wytrzeźwień. Po drodze gaz w oczy, potem nawet za bardzo nie wiem, co się działo. Ale oberwałem. Byłem u prawniczki, powiedziała, że nie mam szans z nimi wygrać. Odpuściłem. Zresztą nie mam pretensji. Bez winy na pewno nie byłem. Uważam, że dobrze reagująca policja, która raz na 50 sytuacji zainterweniuje zbyt agresywnie, jest lepsza niż taka, która nic nie robi. Wolę taką niż francuską, którą znam z Youtube, która jest opluwana, obrażana i się wycofuje, bo za bardzo nie może uderzyć, bo będzie oskarżona o rasizm. Za darmo nie dostałem, gdybym się dostosował do norm obowiązujących we wspólnocie, inaczej by się to skończyło”.

Na koniec o trzecim niebanalnym. Jacka Magierę miałem okazję poznać, gdy zaczynał dorosłą karierę. Od razu zwrócił moją uwagę nieprzeciętną osobowością. Teraz zaczyna poważną karierę trenerską. W sobotę debiutował w oficjalnym meczu na ławce Zagłębia Sosnowiec w pojedynku Pucharu Polski z Legionovią. Jego drużyna wygrała 3:0. W kolejnych meczach już tak łatwo nie będzie. Magiera ma tego świadomość. O planach awansu do Ekstraklasy nie chce na razie rozmawiać, pokazując wymownym gestem – spokojnie, spokojnie…

Podobno dobry trener musi być trochę łobuzem. Nowy szkoleniowiec Zagłębia tego wymogu moim zdaniem nie spełnia, bo to sympatyczny i inteligentny człowiek, za co darzę go sympatią. Ale mam nadzieję, że posiada w nadmiarze inne umiejętności, które pozwolą mu odnieść sukces w trudnym fachu.

▬ ▬ ● ▬