Różne barwy tej samej pasji

Fot. Trafnie.eu

Pierwszy listopada to dzień szczególny. Co roku wydłuża się lista tych, o który należy pamiętać. Tak jak oni do końca pamiętali o swoim ukochanym klubie.

W październiku na meczu Legii z Lechią na Łazienkowskiej było jak zwykle. Niemal od samego początku festiwal wszystkich możliwych przekleństw, zaczepek i prowokacji, którymi znienawidzone grupy kibiców bombardowały się na przemian. Po ponad pół godzinie na dwóch telebimach pojawiło się zdjęcie mężczyzny z datami urodzin i śmierci. To był Maciek, kibic Legii, pseudonim „Gruby”.

Niestety przegrał nierówną walkę z chorobą. W 34. minucie, odpowiadającej liczbie przeżytych przez niego lat, nastąpiła minuta ciszy. Ciszy absolutnej. Z trybun nie docierał nawet szmer. Dzięki temu słychać było pokrzykiwania zawodników pod jedną z bramek. Pamięć o śmierci kibica skuteczniej wpłynęła na zachowanie trybun, niż wielokrotne apele speakera z prośbą o kulturalny doping. Minutę ciszy uszanowali wszyscy. A później atmosfera wróciła do normy, znów zaczął się festiwal...

W kwietniu na meczu Polonii z Błękitnymi Raciąż w Warszawie przy Konwiktorskiej kibice wstali z miejsc i zaczęli bić brawo. To było w 71. minucie. Tyle lat żył Wojciech Krupa, najpierw zawodnik, a później zaprzysięgły kibic „Czarnych Koszul”. Też przegrał z chorobą, a obecni na meczu uczcili jego pamięć.

Zanim odszedł, poprosił, by po jego śmierci karawan zajechał w drodze na cmentarz na stadion ukochanego klubu. Przed wejściem na główną trybunę z samochodu wysunięto nieco trumnę, pochylił się nad nią klubowy sztandar, słychać było hymn Polonii.

Te obrazki z obu warszawskich stadionów skojarzyły mi się z książką argentyńskiego pisarza Eduardo Sacheriego - „Sekret jej oczu”. Została sfilmowana, otrzymując Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w 2009 roku. To kryminał, w którym kluczową rolę odgrywa... piłka nożna. Agent federalny poszukuje podstępnego i nieuchwytnego mordercy. Czytając jego stare listy w końcu odkrywa, że ten jest namiętnym kibicem Racing Club. Idzie na stadion tego zespołu i odnajduje człowieka, który znikał niczym duch. Jednak na meczach ligowych Racingu pojawia się regularnie co dwa tygodnie.

Sacheri doszedł do wniosku, że w życiu można zmienić wszystko - twarz, dom, dziewczynę, rodzinę, religię czy Boga. Nie można zmienić tylko jednego – pasji. Gdy jest nią piłka nożna, drogowskaz dla człowieka zawsze stanowi jego ukochany klub. Także i po tej drugiej stronie.

Teorię potwierdził innym argentyński pisarz Roberto Fontanarros. Był wielkim sympatykiem Rosario Central. Pozostał mu wierny również po śmierci. Gdy zmarł w 2007 roku, kondukt pogrzebowy w drodze na cmentarz zatrzymał się na chwilę koło stadionu Central - Gigante de Arroyito…

Pamiętajcie pierwszego listopada o wszystkich kibicach, którzy odeszli. Bez względu na to, kogo dopingowali. Wszyscy mieli przecież tę samą pasję, choć każdy w innych barwach. W barwach swojego ukochanego klubu.

▬ ▬ ● ▬