Rozsądek wraca, ale są wyjątki

Fot. Trafnie.eu

W okresie walki z koronawirusem jest więcej czasu na różne przemyślenia, więc niektórzy wreszcie zauważają coś, co powinno być oczywiste. Choć nie wszyscy.
 
UEFA w końcu przestała zaklinać rzeczywistość. Najpierw wycofała się z absurdalnego pomysłu rozegrania EURO 2020 w normalnym terminie. Ostatnio wycofała się też z kolejnego pomysłu planowania meczów reprezentacji oraz finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej w czerwcu, a także zobowiązania krajowych federacji do zakończenia rozgrywek ligowych do końca tego miesiąca. Teraz UEFA naciska na krajowe związki, by kończyły z poślizgiem rozgrywki ligowe, co ma być priorytetem. Za czarną owcę uchodzi belgijski związek, który nie ma ochoty ich wznawiać.
 
W każdym kraju chyba najlepiej wiedzą co jest dla nich najwłaściwsze w wyjątkowej sytuacji w jakiej żyjemy od kilku tygodni. Nawet zezwolenie na przeciągniecie rozgrywek do drugiej polowy lipca nie spowoduje przecież, że wirus przestanie atakować kolejnych ludzi.
 
I w Polsce wreszcie zauważono, że bajdurzenie o jak najszybszym wznowieniu ligi może najwyżej przynieść taki sam efekt, jak spojrzenie w bezchmurne niebo z poleceniem, by natychmiast zaczął padać deszcz. Prezes Arki Gdynia Radomir Sobczak zauważył właśnie (za: przegladsportowy.pl):
 
„Teraz wiadome jest tylko, że wznowienie rozgrywek 26 kwietnia jest niemożliwe. Podobnie jak wczesne terminy majowe”.
 
Gdyby włączono rozsądne myślenie od samego początku, do takich wniosków można było dojść kilka tygodni wcześniej. Prezes PZPN Zbigniew Boniek ciągle jednak wierzy w dokończenie rozgrywek (za: polsatsport.pl):
 
„Widząc, że UEFA przedłuża sezon do 19 lipca, jest nadzieja, że w jakiejś formie rozgrywki w Europie jednak uda się przeprowadzić. Moim zdaniem można grać co trzy dni, można grać przy pustych trybunach albo z kibicami, którzy siedzą w regulaminowej odległości. W jakiś sposób, mimo tego, że wirus pewnie będzie się wciąż tlił, trzeba będzie wrócić do normalności, żyć z tym. Może trzeba będzie odizolować najstarszych i najsłabszych, ich chronić najbardziej. Reszta musi być powoli odblokowywana. Tak, wiem, że jestem po sześćdziesiątce i też należę do grupy ryzyka, ale… We Włoszech i nie tylko futbol jest ważną częścią życia i także gospodarki. Jeśli zamkniemy się na dużo dłużej, to dopiero będzie prawdziwy koniec. Reasumując, mój scenariusz jest taki, że jednak rozgrywki na szczeblach centralnych zostaną przywrócone. Trzeba myśleć pozytywnie”.
 
Pozytywnie warto oczywiście zawsze myśleć, ale czy nie warto też myśleć realistycznie? Bo jakie to „wracanie do normalności”, gdy „wirus będzie się wciąż tlił”, czy nawet, według zapewnień premiera, na przełomie maja i czerwca może nastąpić apogeum zachorowań? A może inaczej niż pan prezes rozumiem niektóre słowa?
 
W ostatnich tygodniach bardzo często używa się słowa „solidarność”. Jego znaczenie wydaje się oczywiste, więc zrozumieć je powinno być łatwo. A przyszło mi do głowy, gdy analizowałem sytuację na Białorusi, czyli tuż za naszą wschodnia granicą. Tam liga gra w najlepsze, choć miejscowi kibice zamiast się z tego cieszyć i zasiadać na trybunach (żadnych zakazów nie ma!), protestują. Dostrzegając wiążące się z tym zagrożenie, mają widać więcej rozumu od autorytarnej władzy, która uznaje, że wirus żadnym problemem nie jest.
 
W takiej sytuacji przydałaby się jakaś solidarnościowa akcja reszty piłkarskiego świata wspierająca nie tylko białoruskich kibiców, ale przede wszystkim piłkarzy grających w miejscowej lidze. Bo jak wyjawił włoskiej stacji Sky Sport Albańczyk Azdren Llullaku, napastnik Szachtiora Soligorsk (za: wp.pl):
 
„Na Białorusi nie mówi się o koronawirusie. W sobotę grałem mecz ligowy, a w niedzielę rano trenowaliśmy. Wszystko przebiega normalnie. Jest też piłkarz z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa, co sprawia, że zaczynamy się martwić. Mamy jednak ważne kontrakty, musimy grać i robić, co nam każą”.
 
Na solidarnościową akcję raczej trudno liczyć, bo jak dowiedziałem się z programu jednej z stacji znacznie wzrosło zainteresowanie możliwością transmisji meczów ligi białoruskiej! Telewizje z innych krajów chciałyby nimi wypełnić swój program zubożony po zawieszeniu rozgrywek rodzimych lig. Wiadomo, pieniądze nie śmierdzą, nawet gdy można je zarobić kosztem czyjegoś zdrowia. Solidarność kończy się zawsze tam, gdzie zaczynają się interesy.
  ▬ ▬ ● ▬