Rozsądku i wytrwałości!

Fot. trafnie.eu

W Warszawie odbyły się podczas weekendu dwa mecze. Ciężko było odnieść wrażenie, że jedna stołeczna drużyna jest prawie w raju, a druga prawie w…

Najpierw Legia podejmowała Lechię Gdańsk. Mecz na szczycie Ekstraklasy, choć bardziej w teorii. Gospodarze bez dziesięciu zawodników, którzy w środę grali w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Trener Urban mówi bez ogródek, że to dla niego priorytet. Trudno się dziwić, skoro od wtorkowego meczu zależy, czy Legia zarobi (w dużym zaokrągleniu) o 40 milionów złotych więcej. Jeśli zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów, co najmniej tyle dodatkowo trafi na jej konto, niż gdyby występowała w Lidze Europejskiej.

Drugi skład okazał się za cienki na Lechię. Porażka 0:1 nie jest tragedią. Do końca sezonu jeszcze tyle czasu, że trzy stracone punkty można odrobić. Większym problemem jest obalenie teorii o długiej ławce stołecznego zespołu. Niektórzy udowodnili wręcz, że nawet na niej siedzą na kredyt.  

Na dodatek na trybunach pojawiła się flaga „Wild Boys”, z powodu której UEFA zdecydowała się zamknąć jedną trybunę na stadionie przy Łazienkowskiej. Czyli typowa próba sił – nikt nam nie będzie tu rządził i mówił co mamy robić!!! Łatwo się domyślić jak sprawa się skończy. W tej chwili nieważne kto miał (ma) rację, czy jej nie ma, w sporze o symbole, jedną feralną literę. Jeśli komuś się wydaje, że oficjale z UEFA będą ślepi, raczej bardzo się pomylą. W tej grze oni dyktują warunki, ale w zamian świetnie płacą!!! Albo się to zrozumie, albo można zrezygnować z występów w Lidze Mistrzów. Uczestnictwo w rozgrywkach nie jest przecież obowiązkowe.     

Ciekawy więc jestem czy flaga znów zawiśnie na stadionie we wtorek podczas meczu ze Steauą. Kolejna próba sił na trybunach? Bardzo prawdopodobne. Na boisku mecz na pewno będzie dużo trudniejszy dla piłkarzy Urbana, niż się wielu wydaję. Mam nadzieję, że mimo wszystko zwycięski. Cóż za paradoks - w momencie, gdy Legia jest tak blisko upragnionej gry w Lidze Mistrzów, trzeba rozmawiać głównie o problemach. Niby (prawie) w raju, a atmosfera rodem z piekła...

Odwrotnie niż na Konwiktorskiej. Po karnej degradacji z Ekstraklasy Polonia znalazła się (prawie) w piekle. W niedzielę zagrała po raz pierwszy na swoim stadionie, a atmosfera jak na rajskim pikniku. „Czarne Koszule” rozbiły 6:0 Wkrę Żuromin w piątej lidze, oficjalnie zwanej czwartą. Oglądało to kilka tysięcy ludzi. Na pewno nie mniej niż mecze w Ekstraklasie. To są prawdziwi kibice, trzeba oddać im szacunek. Nadszedł przecież czas próby.

Na trybunach pojawiło się też kilku byłych zawodników Polonii, wśród nich jeszcze niedawny kapitan drużyny Łukasz Piątek, któremu zgotowano prawdziwą owację. Oprócz niego Krzysztof Bąk oraz piłkarze, którzy grali na Konwiktorskiej wiele lat wcześniej - Marcin Żewłakow i Bartosz Tarachulski.

Chyba wszyscy uwierzyli, że można spróbować coś zrobić samemu. Nie trzeba się płaszczyć przed ekscentrycznymi milionerami czy hochsztaplerami. Ma powstać spółka akcyjna, na bazie której będzie budowany klub, czyli solidne podstawy jego egzystencji. Na razie czuć wyłącznie optymizm - zwycięski początek sezonu i wielkie nadzieje. Przydadzą się, gdy zaczną się problemy. A kiedyś zaczną się na pewno.

Dlatego Polonii trzeba życzyć przede wszystkim wytrwałości. A Legii zdrowego rozsądku.       

▬ ▬ ● ▬