Ryzykowny uśmiech Kloppa

Fot. Trafnie.eu

Już wiadomo, po porażce z Atletico, że Liverpool nie zdobędzie ponownie Pucharu Mistrzów. Ale na osłodę pozostanie mu mistrzostwo Anglii. Tylko czy na pewno?

Liverpool przegrał w środę po dogrywce z Atletico Madryt 2:3 mecz rewanżowy 1/8 finału Ligi Mistrzów. Taka porażka na Anfield Road boli szczególnie nie tylko dlatego, że został pokonany na własnym stadionie. Może bardziej dlatego, że miał ogromną przewagę, której nie potrafił zamienić na bramki. A gdy już potrafił i prowadził w dogrywce 2:0, błąd rezerwowego bramkarza Adriana przy wprowadzaniu piłki do gry, a w konsekwencji stracona bramka, wszystko zniweczyła.

Pomyślałem, że kibice Liverpoolu nie powinni rozpaczać. W ubiegłym roku świętowali przecież triumf w Lidze Mistrzów, Superpucharze Europy i klubowych mistrzostwach świata. A za moment będą świętowali zdobycie wymarzonego mistrzostwa Anglii po trzydziestu latach. Natychmiast przyszła jednak refleksja - czy rzeczywiście będą?

Na początku marca Jürgen Klopp został zapytany na konferencji prasowej, co się stanie jeśli trwające rozgrywki Premier League zostaną przerwane ze względu na epidemię koronowirusa, a w konsekwencji sezon niedokończony? Niemiecki trener odpowiedział:

„Kibice Liverpoolu nie są aż tak głupi, by wierzyć w takie rzeczy”.

Jego reakcja została uznana za błyskotliwą i zabawną. Choć wspomnianej scenki nie widziałem, potrafię sobie bez trudu wyobrazić, że wypowiadanym słowom towarzyszył szeroki uśmiech mogący być żywą reklamą branży stomatologicznej.

Minął tydzień i dziś scenka zabawna się już nie wydaje. Trudno także podziwiać błyskotliwość autora. Wypowiedzią Kloppa mogliby dziś poczuć się urażeni kibice prowadzonej przez niego drużyny. Sytuacja z koronowizusem jest tak dynamiczna, że zmienia się już nie z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę.

Choć Liverpool potrzebuje zdobyć sześć punktów w meczach jakie pozostały do zakończenia sezonu Premeir League, by bez oglądania na rywali cieszyć się z wymarzonego mistrzostwa, wcale nie jest pewne, że cel zrealizuje.

Wystarczy, że za chwilę gruchnie wiadomość – „Wynik testu na koronowirusa u piłkarza [tu nazwisko] drużyny [tu nazwa] z Premier League dał wynik pozytywny”. To praktycznie mogłoby oznaczać koniec rozgrywek ligowych w sezonie 2019/20.

Taka sytuacja miała już miejsce w Serie A, gdy potwierdzono, że Daniele Rugani, zawodnik Juventusu Turyn, zaraził się koronowirusem. Od razu zarządzono kwarantannę całej drużyny, a także jej ostatniego ligowego rywala – Interu. Klub z Mediolanu szybko wydał komunikat, że wycofuje się ze wszystkich rozgrywek w tym sezonie!

Liga włoska i tak na razie nie gra, więc teoretycznie wspomniane decyzje nie mają bezpośredniego przełożenia na wyniki. Ale jaki w ogóle jest sens wznawiania rozgrywek w zaistniałej sytuacji? Jaki sens kończenia rywalizacji w Pucharze Włoch skoro Inter, jeden z półfinalistów, już w niej uczestniczyć nie będzie?

Na dwa tygodnie zawieszone zostały rozgrywki ligowe w Hiszpanii, a reprezentacja tego kraju odwołała marcowy mecz towarzyski z Holandią. Nie ma na razie sensu wymieniać kolejnych odwołanych meczów i rozgrywek, bo zaraz po opublikowaniu tekstu lista stanie się natychmiast nieaktualna.

Pewne jest tylko to, że teraz nic nie jest pewne. Dlatego szeroki uśmiech Jürgena Kloppa może okazać się mocno ryzykowny. A pytanie – „czy Liverpool po trzydziestu latach znów będzie mistrzem?” - do bólu aktualne.

▬ ▬ ● ▬