Same pozytywy, czyli nowa świecka tradycja

Lech przegrał w Wilnie z Żalgirisem 0:1 w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej. W ostatniej chwili przejrzałem na oczy i oceniłem mecz jak należy!

Żeby napisać o Lechu, zacznę od… Legii. Dokładniej od jej kapitana, który dosyć ostro potraktował dziennikarzy po wtorkowym meczu w kwalifikacjach Ligi Mistrzów w Molde. „Przegląd Sportowy” tak to zrelacjonował:

„Vrdoljak zdenerwował się, kiedy był pytany o przyczyny słabej gry Legii w 1. połowie. - Ciągle szukacie negatywów. Nie rozmawiamy o tym, co było dobre, a o złych stronach”.

Jakie szczęście, że przeczytałem wypowiedź Vrdoljaka, gdy właśnie zabierałem się, by coś spłodzić o meczu Lecha. Chciałem napisać, że porażka z Żalgirisem to kompromitacja. Że podobnie jak wczoraj Legię, trudno było nazwać Lecha drużyną. Że jedenastu facetów z Poznania na ochotnika zgłosiło się do konkursu na najgorszego zawodnika meczu. Że taki Mantas Kuklys na tle wicemistrzów Polski prezentował się jak Leo Messi…    

Vrdoliak w ostatniej chwili otworzył mi oczy. Czyli przede wszystkim – SAME POZYTYWY. Dzięki niemu spojrzałem na mecz w zupełnie inny sposób. Nie tylko na ten zresztą.

Czy to pierwsza porażka polskiej drużyny na Litwie? A gdzie tam, Legia na tym samym stadionie przegrała w 2007 roku z Vetrą 0:2 w Pucharze UEFA. Pewnie przegrałaby wyżej, tylko mecz przerwano, bo swój własny z miejscową policją rozpoczęli na płycie boiska chuligani z Warszawy. Przed dwoma laty w Kownie z Litwą przegrała, też 0:2, reprezentacja Polski. Mecz dokończono, choć chuligani znów stoczyli bój z policją, tym razem jednak poza boiskiem. Czyli porażkę Lecha (tylko) 0:1 można uznać nawet za całkiem niezły wynik. Tym bardziej, że w perspektywie jest jeszcze rewanż. Trzeba to wreszcie powiedzieć głośno – Litwa dla polskiej piłki jest pechowa! Wygrać się tu nie da. Nie można więc od Lecha wymagać rzeczy niemożliwych.

Co powiedział trener Żalgirisu Marek Zub, zresztą Polak, przed meczem? Że daje Lechowi trzydzieści procent szans na zwycięstwo. I sprawdziło się. Czyli Żalgiris to naprawdę mocna drużyna. W pierwszym meczu okazała się za silna. Jeśli okaże się za silna także za tydzień, nie ma sensu pastwić się nad piłkarzami z Poznania. Z silniejszymi nie wstyd przegrać. Przynajmniej Lech zdobędzie dzięki temu nowe doświadczenia. Wykorzysta je na pewno za rok w kolejnym sezonie, pokonując na przykład (mam nadzieję!) mistrza San Marino.

A trener Mariusz Rumak po jednym meczu na Litwie ma lepszy materiał do analizy, niż po całej rundzie w Ekstraklasie. Na popełnionych w Wilnie błędach będzie można szkolić wszystkie drużyny Lecha, zaczynając od trampkarzy. Przy okazji na stadionie w Wilnie narodziła się nowa świecka tradycja. Rumak został wywołany z szatni, by stawił się przed trybuną z kibicami Lecha i wytłumaczył z porażki. Nowy czynnik motywacyjny trudny do przecenienia!   

Wbrew pozorom ta porażka może okazać się znakomitym zabiegiem marketingowym wyostrzającym apetyt kibicom. Gdyby Lech wygrał w czwartek w Wilnie, kto chciałby w kolejny czwartek oglądać rewanż w Poznaniu?

Mam nadzieję, że przeczyta to Ivica Vrdoljak. Na pewno zauważy, że pracę domową odrobiłem celująco. W meczu Lecha dostrzegłem same pozytywy. Przepraszam, że wczoraj z Legią było inaczej.

PS: Śląsk w tych samych kwalifikacjach do Ligi Europejskiej pokonał w porywającym meczu Club Brugge 1:0. Po obejrzeniu wcześniejszych popisów Legii i Lecha zaczynam się zastanawiać - czy to nie jakaś prowokacja zorganizowana we Wrocławiu przez służby specjalne???

      ▬ ▬ ● ▬