Sensacja? Jaka sensacja?

Fot. Trafnie.eu

Mecze ćwierćfinałowe Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej były bardzo ciekawe. Niektóre wręcz pasjonujące. Kilka wniosków też można wyciągnąć ciekawych.

Dowiedziałem się, że Barcelona została „sensacyjnie wyeliminowana”. Litości, jaka sensacja? Żadna, przynajmniej dla mnie. Oto namacalny dowód sprzed miesiąca, gdy rozlosowano pary ćwierćfinałowe:

„Barcelona trafiła na Atletico. Łatwo nie będzie na pewno, ale do finału nie można tylko się doczołgać. Trzeba zagrać też z poważnymi rywalami. Gdyby jednak Barcelonie nie udało się awansować, trudno będzie nazwać to sensacją, raczej niespodzianką. Przecież Atletico to finalista Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat. Byłoby sensacją gdyby drużyny z Madrytu zabrakło w ćwierćfinale”.

Wniosek drugi – życie szybko dopisało puentę do głupot wygadywanych przez Filipe Luisa. Po pierwszym meczu z Barceloną obrońca Atletico pochwalił się dziennikowi „Marca” takimi mądrościami:

„Myślę, że Barcelona jest bardziej chroniona niż inne kluby. Kiedy się gra przeciwko nim, wszelkie działania przeciwnika są karane mocniej. To robi wielką szkodę dla UEFA”.

No i w końcówce środowego meczu specjalnie „chroniona” Barcelona nie dostała karnego (sędzia uznał, że zagranie ręką było poza polem karnym), który mógł zadecydować o dogrywce, gdyby został wykorzystany. Jakoś nie natrafiłem na kolejną, równie odkrywczą myśl Filipe Luisa. Nawet mimo tej kontrowersyjnej sytuacji trudno uznać awans Atletico za niezasłużony. Moim zdaniem zasłużyło na niego w pełni udowadniając to w obu meczach z Barceloną.

Po ćwierćfinałach bolesną lekcje dostali też oni, wyciągający szybkie i łatwe wnioski. Bo równie szybko okazało się, że wyprawienie efektownego pogrzebu Realowi Madryt było zdecydowanie przedwczesne. Potrafił nie tylko odrobić dwubramkową stratę z pierwszego meczu z Wolfsburgiem, ale dobić go trzecim trafieniem.

Dlatego apeluję, by równie szybko nie zawiązywać jeszcze komitetu budowy pomnika Jürgena Kloppa w Liverpoolu. Wystąpił w głównej roli w niewiarygodnym meczu Ligi Europejskiej jako trener nowego klubu w starciu ze swoją dawną drużyną. Liverpool FC pokonał Borussię Dortmund 4:3, zdobywając zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry, a wcześniej odrabiając dwubramkową stratę.

Ale to na pewno nie jest jeszcze drużyną, która może podpić Europę, a Klopp nie jest cudotwórcą. Na razie kierunek wydaje się właściwy, choć droga daleka. Przypomnę tylko, że gdy Liverpool z Rafą Benitezem wygrywał Ligę Mistrzów w 2005 roku, wydawało się, że rozpoczął nową, wspaniałą erę w dziejach klubu. Minęło jedenaście lat, a mistrza Anglii nadal nie udało mu się zdobyć.

I na koniec polski akcent. Kibicowałem Benfice w meczu z Bayernem. Żadna pomyłka, ani wykluczające się opinie. Wykombinowałem sobie, że jak Bayern szybciej odpadnie z Ligi Mistrzów, będzie lepiej dla Roberta Lewandowskiego w kontekście EURO 2016. Gdy Pep Guardiola posadził go na ławce rezerwowych w Lizbonie, od razu pojawiły się komentarze, że wyłącznie ze względu na wypadek samochodowy polskiego napastnika.

Uwaga bez sensu. Wypadek (raczej stłuczka) był w niedzielę, nie z winy zawodnika i na szczęście zupełnie niegroźny. Dlaczego miałby więc decydować o wystawieniu go (lub nie) do gry w środę? Po meczu pojawiły się kolejne informacje, niestety bardziej przystające do rzeczywistości – Lewandowski jest przemęczony, co potwierdziły badania.

Miałem więc nadzieję, że jak Bayern zostanie wyeliminowany z Ligi Mistrzów, do końca sezonu ubędzie Polakowi trochę meczów i obciążeń. Jednak niemiecka drużyna wywalczyła awans. Ale szybko się pocieszyłem. Skoro Lewandowski gra w tym sezonie za dużo, to inni piłkarze Bayernu też. A przecież pół tej drużyny, to reprezentanci Niemiec. Czyli kilku grupowych rywali na EURO też może być przemęczonych. Teoria do sprawdzenia w połowie czerwca we Francji...

▬ ▬ ● ▬