Sezon przegranych?

Fot. Trafnie.eu

Trener nowego lidera tonuje jak może nastroje. Drugi, którego drużyna właśnie straciła pierwsze miejsce, wręcz odwrotnie. Polską ligą trudno się znudzić.

W wyścigu dwóch drużyn, które mają największe szanse na tytuł mistrza Polski, nastąpił wyraźny zwrot. Po wielu miesiącach Lechia Gdańsk oddała Legii pozycję lidera, co trener warszawskiej drużyny Aleksandar Vuković podsumował po wygranym 1:0 meczu z Cracovią: 

„Nie narzekamy na to, że mamy trzy punkty przewagi nad Lechią. W 75. minucie meczu w Zabrzu mieliśmy sześć punktów straty a teraz jesteśmy liderem. Świadczy to o tym, że musimy zachować czujność. Sytuacja się zmienia dlatego najważniejsza jest koncentracja”.

Ten mecz w Zabrzu odbył się w 29. kolejce, a Legia jeszcze na kwadrans przed końcem przegrywała 0:1. Zdążyła jednak strzelić dwie bramki i wygrać. Zdążyła też strzelić bramkę w doliczonym czasie gry w ostatniej kolejce z Cracovią. I choć zrobiła to z rzutu karnego trener gości Michał Probierz przyznał, że karny był podyktowany słusznie, co jest rzadkością nie tylko w polskiej lidze w takich okolicznościach!

Legia wygrała cztery mecze z rzędu, a Lechia dwa ostatnie przegrała. Najpierw drużyna z Gdańska traciła przewagę w tabeli, teraz straciła już pozycję lidera. Ma trzy punkty straty i niektórzy twierdzą, że już jej nie odrobi. Gdyby patrzeć na styl prezentowany w ostatnich tygodniach przez obie drużyny walczące o tytuł, wniosek wydaje się prawdopodobny. Ja jednak niczego bym jeszcze nie przesądzał.

Nie przesądza też trener Legii. Vuković na wszystkie sposoby stara się wręcz tonować nastroje. Dlatego zamiast euforii po zwycięstwie nad Cracovią postarał się o taki tekst:

„Mówiłem, że bardzo szybko wokół Legii rośnie entuzjazm i mówi się o wielkim potencjale. Uważam, że to największe niebezpieczeństwo, jakie nam grozi. Jeżeli choć przez chwile drużyna zacznie w to wierzyć, wróci do porażek takich jak w Krakowie. W tej lidze każdy jest w stanie ograć Legię, nie jesteśmy Manchesterem City czy Barceloną. Jesteśmy lepsi, ale musimy to udowadniać”.

Trener Lechii Piotr Stokowiec, po bolesnej porażce u siebie 0:2 z Piastem Gliwice, stosuje odwrotną taktykę:

„Jestem optymistycznie nastawiony do tego, co nas jeszcze czeka. Jestem zły po tym meczu. Taka jest piłka, trzeba Piastowi pogratulować. My skupiamy się na następnych meczach. Myślę, że taka sportowa złość pomoże nam w tym, żeby na tę końcówkę sezonu wykrzesać więcej emocji. Trzeba się przygotować do pozostałej części. Jestem zły, ale moje nastawienie jest pozytywne. Wiem, że będzie dobrze. Jeszcze mamy wiele do wygrania i na tym trzeba się skupić”.

Do wygrania jest nawet nie wiele, ale najwięcej w historii klubu. Lechia ma przecież ciągle szansę na dublet. Ale i coraz więcej problemów na boisku, by coraz większe oczekiwania spełniać. Tak to jest, gdy osiąga się wyniki ponad stan. A widać to najlepiej, choćby z porównaniu z Legią, gdy przyjrzeć się ławkom rezerwowym obu drużyn. Dokonanie zmian w meczu w jednej może być szansą na pozytywną odmianę jej gry. W drugiej, koniecznością wpuszczenia na boisko zawodnika, który niekoniecznie gwarantuje ten sam poziom.

Ciekawy jestem nie tylko, jak zakończy się rywalizacja o mistrzostwo Polski, ale też, jak wpłynie na dalsze losy trenerów obu drużyn. Stokowiec dokonał już w tym sezonie zdecydowanie więcej, niż powinien. Czy jednak nie stanie się za chwilę „nieudacznikiem”, gdy nie zdoła zaspokoić zbyt rozbudzonych obecnie ambicji klubu?

Jeśli Vuković nie zdobędzie mistrzostwa, jego los będzie przesądzony. Ale czy już nie jest przesądzony, gdy jeszcze o nie walczy? Skoro właściciel klubu szuka zagranicznego trenera, skoro ciągle opowiada o miejscu Legii w Lidze Mistrzów, nie wierzę, by zadowolił się tym, któremu teraz dał chwilę popracować.

▬ ▬ ● ▬