Smutny spektakl

Real Madryt pokonał w Helsinkach Eintracht Frankfurt 2:0 zdobywając Superpuchar Europy. Zastanawiam się komu ten mecz jeszcze jest potrzebny?

Do walki stanęli triumfatorzy ubiegłorocznych rozgrywek Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Nie ukrywam, że życzyłem jak najlepiej zwycięzcy tych drugich, czyli Eintrachtowi, bo z reguły wspieram zawsze teoretycznie słabsze drużyny i ich kibiców. Szczególnie ci z Frankfurtu mogą stanowić wzór oddania klubowym barwom. Licznie podążali w ubiegłym sezonie po Europie, dzielnie dopingując swoich piłkarzy. A ci w nagrodę za wygranie Ligi Europy dostali prawo gry o Superpuchar. Do Helsinek przyleciało z Frankfurtu dwanaście tysięcy kibiców, więcej niż tych z Madrytu. Niestety kibice w piłkę nie grają, a ich doping, nawet ogłuszający, nie pomoże w zredukowaniu różnicy umiejętności.

Ta była widoczna aż nadto od początku meczu, co nie powinno stanowić wielkiego zaskoczenia, skoro kilka dni wcześniej Eintracht został zlany na własnym stadionie na inaugurację Bundesligi przez Bayern Monachium aż 6:1. Paradoksalnie w Helsinkach po kwadransie mógł (powinien!) prowadzić 1:0. Jednak niewykorzystana dogodna sytuacja stanowiła tylko przerywnik w przedstawieniu, w którym drużynie z Frankfurtu przypadła rola wyłącznie drugoplanowa.

Real zdominował rywali, którzy na miarę swych umiejętności starali się atakować z kontry. Czym dłużej trwał mecz i czym bardziej się starali, tym mniej efektów te starania przynosiły. Piłkarze Eintrachtu z ogromną ambicją walczyli nie tyle o puchar, co przede wszystkim o to, by Real zrobił im jak najmniejszą krzywdę, starając się maksymalnie zabezpieczyć (defensywne ustawienie 1-5-4-1) swoje tyły. Wynik 2:0 jest jak najbardziej zasłużony dla drużyny z Madrytu i być może trochę za niski biorąc pod uwagę jej dominację.

Ze względu na swój jednostronny przebieg mecz był co najwyżej smutnym spektaklem skłaniającym do głębszych refleksji. Zacząłem się zastanawiać, komu jeszcze potrzebny jest Superpuchar Europy? Na pewno UEFA, bo choć trudno zauważyć specjalne nim podniecenie, jednak gwarantuje określone zyski ze sprzedaży praw telewizyjnych do jego pokazywania.

Na pewno dla kibiców z Frankfurtu stanowił niezapomniane przeżycie, nawet mimo porażki. W odróżnieniu od tych z Madrytu, którym mecze o różne trofea z pewnością już trochę spowszedniały.

Zastanawiam się tylko, czy Eintracht to akurat najsłabszy od lat triumfator Ligi Europy, bo w poprzednich meczach o superpuchar poziom wydawał mi się bardziej wyrównany. A może po prostu Liga Mistrzów coraz bardziej „odjeżdża”, więc za rok triumfator Ligi Europy znów postara się poprzeszkadzać, na ile będzie mógł, zwycięzcy tych ważniejszych rozgrywek? Jeśli smutny środowy spektakl stanowiłby rzeczywiście zapowiedź takiej tendencji, byłaby to wyjątkowo dołująca refleksja.  

▬ ▬ ● ▬