Specjalista od skrajnych emocji

Fot. Trafnie.eu

Artur Boruc postanowił zrezygnować z występów w reprezentacji Polski. Dopasował się do swoich czasów i zakomunikował o tym w internecie.

Chciałem napisać, że „był jednym z...”, ale przecież on ciągle gra w piłkę! Decyzja o zakończeniu kariery reprezentacyjnej paradoksalnie może mu pomóc w kontynuowaniu z powodzeniem tej klubowej. Od dawna przyjeżdżał na zgrupowania jako potencjalny trzeci bramkarz, a jednocześnie jeden z seniorów w kadrze (niedawno skończył 37 lat), co z pewnością nie stanowiło czynnika mobilizującego.

„Ze względu na zdrowie i już »podeszły« wiek oraz konkurencje, która pozwala spać spokojnie. Ze względu na spokój ducha mojego i mojej rodziny, kończę piękna przygodę z Reprezentacja Polski w piłce nożnej” - napisał Boruc w intrnecie.

A od środy każdy stara się napisać coś o Borucu. Jest więc co poczytać na jego temat. Czy można się zgodzić z jednym z tytułów, że zapamiętamy go z powodu trzech afer alkoholowych i dwóch wielkich turniejów? Być może, choć ja mam nieco inne skojarzenia. Przynajmniej te, wysuwające się na pierwszy plan, gdy słyszę hasło „Boruc”.

Zawsze budził skrajne emocje. W Glasgow doprowadzał do szału sympatyków Rangersów jako bramkarz Celtiku. Znienawidzili go również kibice w Irlandii Północnej, kiedy przyjechał tam na mecz z reprezentacją Polski. I mieli powód do radości, gdy zawalił jedną z bramek, a drużyna prowadzona przez Leo Beenhakkera przegrała w Belfaście.

Z kolei kibice Legii go uwielbiali. Już jako zawodnik Celtiku przyleciał do Polski i pojechał z nimi na mecz wyjazdowy do Płocka, by dyrygować dopingiem wspinając się na płot okalający boisko!!!

Jakim jest bramkarzem? Dla mnie jednym z najlepszych jeśli chodzi o pojedynki z napastnikami. U innych bramkarzy widać strach w oczach, próbują odwracać głowę, gdy zawodnik oddaje strzał. Boruc odwrotnie. Idzie odważnie prosto na napastnika z szeroko rozstawionymi rękami, jakby krzyczał – tu jestem, celuj we mnie! I wielu trafia właśnie w niego.

Ale ma też wady. Potrafi popisać się fenomenalną interwencją, by za moment w chwili dekoncentracji pozwolić strzelić gola bramkarzowi rywali wykopującemu piłkę z przeciwnego pola karnego. Cała jego kariera jest jak sinusoida takich właśnie momentów.

Miałem okazję oglądać jego debiut w reprezentacji. Działo się to w kwietniu 2004 roku w towarzyskim meczu z Irlandią w Bydgoszczy. Mecz raczej nie za ciekawy, choć dla niego jeden z ważniejszych w karierze. Wszedł na boisko w 59. minucie za Jerzego Dudka. Zachował czyste konto, bo spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.

Lepiej zapamiętałem go z dwóch innych występów. Najpierw z mistrzostw Europy w Austrii w 2008 roku, dla reprezentacji Polski mało udanych. Zaledwie jeden punkt zdobyty w trzech meczach z Niemcami, Austrią i Chorwacją. Tylko do gry jednego zawodnika nikt nie miał prawa się przyczepić. Właśnie do Boruca, bo bronił znakomicie. Gdyby nie on, jego drużyna straciłaby cały worek bramek. Świetnie radził sobie też w finałach mistrzostw świata w 2006 roku, ale mnie akurat w pamięci utkwiły szczególnie występy właśnie w Austrii.

Mam jednak także inne wspomnienia. Choćby mecz ze Słowacją w Bratysławie kilka miesięcy po EURO 2008. Jeszcze na kilka minut przed końcem Polska prowadziła 1:0. Ale potem nastąpiła chwila dekoncentracji Boruca i padła wyrównująca bramka. Minęła minuta i było już 1:2 - moim zdaniem kluczowy moment decydujący o przegraniu eliminacji do mistrzostw świata! Po tym meczu wszystko zaczęło się sypać.

Jedno nie ulega wątpliwości – w jakiej drużynie Boruc by nie grał, zawsze należy do jej najbarwniejszych postaci. Doprawdy trudno się nim znudzić i na boisku, i poza nim. Jest przecież jednym z najwybitniejszych specjalistów od wywoływania skrajnych emocji.

▬ ▬ ● ▬