Spoczywajcie w pokoju!

Fot. Trafnie.eu

W pierwszy dzień listopada tradycyjnie wspominamy tych, którzy odeszli. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wśród nich znaleźli się także piłkarze i trenerzy.

W listopadzie ubiegłego roku po długiej chorobie zmarł Jan Furtok, legenda GKS Katowice. Klub zastrzegł już numer, z którym występował w jego barwach, czyli „9”. Kilka dni później odszedł Lucjan Brychczy, też legenda, najpierw piłkarska, potem trenerska, Legii Warszawa.

W styczniu pojawiła się smutna informacja o śmierci Denisa Lawa, wybitnego szkockiego zawodnika, o którego klasie świadczy przyznana mu w 1964 roku prestiżowa nagroda Złotej Piłki. W lecie w wypadku samochodowym zginęło dwóch Portugalczyków. Diogo Jota, piłkarz Liverpoolu i reprezentant kraju, był doskonale znany w piłkarskim świecie. Jego brat André Silva znacznie mniej, występował w drugoligowym portugalskim Panafiel. Ale śmierć obu młodych ludzi bolała tak samo. Pierwszy miał zaledwie 28 lat, drugi o trzy mniej.

Zawsze szczególnie bolesne są też dla mnie informacje o tych, których miałem okazję spotkać na swojej dziennikarskiej drodze. Tak było w przypadku Holendra Leo Beenhakkera, byłego selekcjonera reprezentacji Polski, który odszedł w kwietniu, a wcześniej długo chorował. Pierwszy raz byłem na jego meczu w grudniu 1990 roku. Prowadził wtedy Ajax Amsterdam, podejmujący na kameralnym stadioniku De Meer drużynę FC Den Haag. Gdy mu wiele lat później, już za czasów pracy z polską kadrą, o tym wspomniałem, bez chwili zastanowienia odparł:

„Pamiętam, było 5:0”.

Bo tyle rzeczywiście było. Ja za to świetnie pamiętam z nim wywiad przeprowadzony w jego rodzinnym Rotterdamie w 1999 roku, gdy był już trenerem Feyenoordu i zdobył z nim mistrzostwo Holandii. Dostałem wtedy bolesną i pouczającą lekcję trudnej sztuki dziennikarskiej:

„Na samym początku rozmowy, chyba już w drugim pytaniu, zapytałem go o niezbyt owocny okres w karierze związany z pracą w Guadalajarze w Meksyku. Beenhakker natychmiast zesztywniał, a rozmowa stała się kwadratowa. Pomyślałem, że muszę jakoś przetrwać ten moment. Ładnych kilka minut zajął powrót do neutralnej atmosfery rozmowy, że tak to subtelnie ujmę. Wywiad okazał się w sumie całkiem udany, choć z nerwowym podtekstem, który na zawsze pozostanie w pamięci”.

Zaledwie przed kilkoma dniami nadeszła informacja o śmierci José Manuela Ochotoreny. To były hiszpański bramkarz, a następnie trener, który zmarł po długiej chorobie. Zdaję sobie sprawę, że może nie dla wszystkich dobrze znany w Polsce, ale na pewno świetnie kojarzony przeze mnie, bo miałem kiedyś okazję go poznać. Ochotorena był trenerem bramkarzy w Liverpoolu, gdy w tym klubie występował Jerzy Dudek. Ściągnął go tam jego rodak, menedżer Rafa Benitez. I to właśnie Ocho, jak mówił o nim polski bramkarz, zapoczątkował ciąg wydarzeń, które skończyły się transferem do Realu Madryt. Dudek tak je opisał w swojej biografii (za: „nieREALna kariera” [Arskom Group, 2015]):

„Przed finałem Ligi Mistrzów w 2007 roku polecieliśmy do Hiszpanii, do La Mangi. Pewnie znów wybralibyśmy się do Portugalii, ale Benítez chyba już nie chciał ryzykować po ostatnich doświadczeniach związanych z pobytem w Vale do Lobo. Mieliśmy ponad tydzień, by odpowiednio przygotować się do meczu.

Tam na jednym z treningów trener bramkarzy José Ochotorena zapytał:

– Jurek, co będziesz robił po sezonie? Bo chcesz odejść, prawda?

Odpowiedziałem, że nie mam jeszcze sprecyzowanych planów:

– Poza tym, że na pewno odchodzę z Liverpoolu. Jakieś oferty się pojawiają, ale na razie nic konkretnego.

– To ja miałbym dla ciebie konkretną propozycję.

– Tak, a skąd?

– Hiszpania. Interesuje cię?

– No pewnie. Hiszpania? Super!

– Tylko nie możesz tego nikomu mówić. Na razie tajemnica. Ale ten klub jest bardzo tobą zainteresowany.

– Ale jaki klub?

– Real Madryt.

Pamiętam, że to było podczas rozgrzewki. Zacząłem się śmiać:

– Ocho, jestem doświadczonym zawodnikiem. Takich numerów już mi nie rób.

A on całkiem poważnie:

– Mówię serio. Dzwonili do mnie w tej sprawie parę razy. Zrobili rozpoznanie na twój temat. Pytali się Reiny.

Nadal nie bardzo wierzyłem, dlatego zapytałem:

– Czy to na pewno poważna sprawa?

– Na pewno. Jeśli chcesz z nimi rozmawiać, dam ci kontakt.

– Dobrze, wrócimy do tematu...”

I ten powrót zakończył się ostatecznie podpisaniem przez Dudka kontraktu z Realem!

Spoczywajcie w pokoju! Wszyscy, których w tym tekście wymieniłem, i ci, których wymienić nie zdołałem.

▬ ▬ ● ▬