Sprawiedliwość zawsze po naszej stronie!

Fot. Trafnie.eu

W polskiej lidze potężna afera. Nawet mają z tego powodu powtarzać mecz. No to powinni powtórzyć też przynajmniej z połowę innych w sezonie.

Po ostatniej kolejce Ekstraklasy więcej mówi się i pisze o bramce zdobytej w meczu Arki z Ruchem w grupie spadkowej, niż rywalizacji o mistrzostwo Polski. W Gdyni spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Ruch szybko objął prowadzenie, ale jeszcze przed przerwą Arka wyrównała. I zaczęła się afera, bo właśnie ta bramka została zdobyta ręką.

Bohaterem meczu stał się, z pewnością wbrew własnej woli, Rafał Siemaszko. Tak sprytnie, niemal z samej linii bramkowej, uderzył piłkę ręką, że uprzedził interweniującego bramkarza Ruchu.

To, co wydarzyło się później, stanowi wymarzony dowód lansowanej przeze mnie teorii - we współczesnym futbolu wymaganie od sędziego, by prowadził zawody bezbłędnie JEST ZADANIEM NIEWYKONALNYM! Otóż sędzia główny meczu, Tomasz Musiał, zanim podjął decyzję o uznaniu bramki, skonsultował się jeszcze z jednym ze swoich asystentów. I ten upewnił go w przekonaniu, że gol został zdobyty prawidłowo.

Jak to możliwe? Otóż nie tylko możliwe, ale i łatwe do wytłumaczenia. Skoro w każdym meczu wszyscy udają, oszukują, naciągają, by tylko nabrać sędziego i wymusić na nim korzystną decyzję, a dzieje się to w coraz większym tempie, nie ma możliwości prawidłowej interpretacji niektórych wydarzeń, bez obejrzenia powtórek wideo. I bramka zdobyta ręką przez Siemaszkę właśnie do takich należała, skoro nie pomogły nawet konsultacje z asystentem.

Piłkarz Arki próbował się tłumaczyć z roli, jaką odegrał w feralnej sytuacji. Musiało to przynieść żałosny skutek, skoro próbował wytłumaczyć coś niewytłumaczalnego. Najpierw przekonywał, żeby sposób strzelenia gola pozostał jego... tajemnicą. A skoro nie pozostał, więc przywołał bramkę, jaką zdobył kiedyś ręką w eliminacjach do mistrzostw świata Thierry Henry. I próbował przekonywać, że skoro o niej zapomniano, to i o jego pewnie kiedyś zapomną. No, ale jak zapomniano, skoro sam o tym wspomina?

Próbuję sobie wyobrazić sytuację, gdy Siemaszko podbiega do sędziego i przyznaje się do winy. Gol zostałby anulowany, a on natychmiast deportowany z Gdyni. Uznany za zdrajcę, opluty i wyszydzony. Przecież swoją uczciwością odebrałby punkt klubowi, rozpaczliwie walczącemu o utrzymanie. Kibice by mu tego nigdy nie darowali.

W środowisku z pewnością przylgnęłaby do niego metka, nie bójmy się tego słowa – FRAJERA! Bo przecież na boisku cel uświęca środki. Kombinuj i oszukuj ile się da, byle sprawiedliwość zawsze była po naszej stronie. Oto prawdziwy duch piłkarskiej rywalizacji!!! Można najwyżej obłudnie udawać, że się tego nie dostrzega.

Ruch wystąpił do PZPN z wnioskiem o powtórzenie meczu, co doskonale rozumiem. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na pewien drobiazg. Gdyby spróbować powtarzać mecze z powodu różnych incydentów wpływających na ich wynik (bramki ze spalonego, wyłudzone karne, itp., itd.) należałoby powtórzyć może i z połowę w sezonie. Jeśli ktoś jest innego zdania, gratuluję optymistycznego spojrzenia na współczesną piłkę.

▬ ▬ ● ▬