Szaleństwo ostatniego dnia stycznia

Fot. Trafnie.eu

Zastanawiam się z czego wynika. Czy rzeczywiście z chęci wzmocnienia klubowych kadr? A może jednak raczej ze zwykłej ludzkiej słabości?

We wtorek wieczorem przechodziłem obok salonu jednej z sieci komórkowych. Zaskoczyła mnie nieziemska kolejka wylewająca się aż przed drzwi wejściowe. Przypomniałem sobie, że właśnie zbliża się ostateczny termin przymusowej rejestracji kart do telefonów komórkowych. Skoro twierdziłem, że ulubionym sportem na całym świecie jest liczenie cudzych pieniędzy, muszę dodać, że nawet bardziej popularne bywa zostawianie wszystkiego na ostatnią chwilę. Jeszcze się chyba taki nie urodził, który by chociaż raz nie wystartował w zawodach w tej dyscyplinie.

Opisany obrazem skojarzyłem z ostatnim dniem zimowego okna transferowego. We wtorek rano na kanale informacyjnym Sky News reporter przekonywał mnie bezpośrednio spod stadionu Chelsea, że to będzie gorący dzień. Nie tylko dla londyńskiego klubu, choć dla niego szczególnie. Chce kupić nowego bramkarza. A jak kupi, to pozwoli odejść drugiemu do innego klubu. I wszystko załatwi w ostatniej chwili? Na to wychodziło...

Co pół roku jest tak samo. Zastanawiam się dlaczego. Jedyne logiczne wytłumaczenie przychodzące do głowy brzmi następująco – być może pod presją łatwiej kogoś przycisnąć do muru. Czyli można coś w ostatniej chwili korzystnego wynegocjować, zmusić kontrahenta do zejścia z ceny.

Tylko czy takie rozumowanie jest na pewno logiczne? Bo przecież mechanizm działa też w drugą stronę. Jak się jednego kupuje, by za chwilę drugiego spróbować sprzedać, ciśnienie też rośnie. Skoro wiele transferów zdołano zrealizować wcześniej, kto robi je w ostatniej możliwej chwili i dlaczego akurat wtedy?

Patrzę na Kamila Grosickiego. Na przełomie sierpnia i września prawie trafił do szpitala w stanie przedzawałowym. Bo prawie wykończyli go psychicznie. W ostatniej chwili dogrywano jego transfer ze Stade Rennes do Burnley. Już szalał w internecie wysyłając uśmiechnięte od ucha do ucha zdjęcia z podróży do Anglii, już podpisywał kontrakt i…

W ostatniej chwili wszystko się posypało. Grosicki zdruzgotany jakoś się pozbierał i nawet zaczął regularniej grać w podstawowym składzie swojej drużyny w lidze francuskiej. Minęło równo pięć miesięcy i... Znów ostatni dzień okna transferowego. Znów Polaka chce angielska drużyny, tym razem Hull City. I znów poleciał do Anglii, by sfinalizować kontrakt.

Czekałem do samej północy, by wreszcie znaleźć jego zdjęcie w koszulce angielskiego klubu. Czyli tym razem się udało! Zastanawiam się – czy naprawdę nie można było dogadać się chociaż z dzień wcześniej? Jedno wiem na pewno – ostatniego dnia sierpnia 2017 roku będzie znów to samo. Ostatniego dnia stycznia 2018 roku też. I tak do końca świata...

▬ ▬ ● ▬